Korespondencja z Brukseli
Negocjacje dotyczące brexitu utkwiły w martwym punkcie. Londyn chce już rozmawiać o przyszłych relacjach z UE, ale Bruksela chce mieć pewność, że szczegółowo ustalono wszystkie zasady rozwodu. Jeśli chodzi o rozliczenia finansowe i prawa obywateli unijnych w Wielkiej Brytanii i brytyjskich w UE, porozumienie jest pełne.
Ugoda rozbija się jednak o status granicy między Irlandią a Irlandią Północną. Ta pierwsze zostaje w UE i chce zachowania wspólnego rynku i swobody przepływu osób w ramach całej wyspy. Ta druga jako część Wielkiej Brytanii Unię oczywiście opuszcza. I jej ultrakonserwatywny rząd, w koalicji z torysami, w żadnym wypadku nie chce się zgodzić na specjalny status, który łączyłby Irlandię Północną z UE więzami ściślejszymi niż te, które połączą resztę Zjednoczonego Królestwa. Wyjściem z sytuacji mogłoby być oczywiście przyjęcie identycznego modelu ścisłych związków z UE, np. w postaci unii celnej, dla całej Wielkiej Brytanii. Ale na to z kolei nie może się zgodzić Theresa May, bo jej Partia Konserwatywna nie chce miękkiego brexitu, tylko odzyskania pełnej suwerenności, z prawem do ustalania ceł czy zawierania własnych umów handlowych z krajami trzecimi.
Obowiązkiem Brukseli jest ochrona interesów jej członków, nie zgodzi się zatem na żadną propozycję Londynu, dopóki nie zaakceptuje jej Dublin. Dodatkowo Bruksela nie chce powrotu konfliktu na wyspie, a do tego mogłoby prowadzić przywrócenie granicy między Irlandiami. Wszystko to jest racjonalne, grozi jednak brakiem porozumienia, bo na tym etapie premier May nie chce dać konkretnych gwarancji dotyczących Irlandii.
Polska zaskakuje
Polska jako pierwsza zapytała, czy warto tak zdecydowanie popierać stanowisko irlandzkie. – Tak na poważnie: czy naprawdę dla Irlandii zniszczymy porozumienie z Wielką Brytanią? – miał zapytać Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich, na ostatnim spotkaniu Rady ds. Ogólnych UE, gdzie dyskutowano o stanie negocjacji brexitowych. Ku zdumieniu pozostałych ministrów.