Dwa miesiące temu nikt na świecie nie przypuszczał, że brytyjski książę Harry będzie służył w Afganistanie. A on nie tylko wyjechał na misję, ale walczył na pierwszej linii ognia, zaledwie 450 metrów od pozycji talibów. Jego baza w prowincji Helmland była zaś pięć razy dziennie atakowana przez rebeliantów z moździerzy i broni maszynowej.
Brytyjczycy nie mogą w to uwierzyć. O walecznym księciu dowiedzieli się w czwartek wieczorem dzięki przeciekowi do mediów. Jednak już w piątek, gdy kupili poranne gazety, zalała ich gigantyczna fala zdjęć z królewskim potomkiem w roli głównej.
Jolie mówi, że Waszyngton ma obowiązek udzielić pomocy irackim uchodźcom
Dwumiesięczna, supertajna operacja w ciągu zaledwie kilkunastu godzin całkowicie została upubliczniona. Brytyjczycy zobaczyli więc 23-letniego księcia z karabinem podczas patrolu. W czołgu jako dowódcę całego plutonu czołgów rozpoznawczych. Rozczochranego, z brudnymi paznokciami, gdy przegląda się w lusterku. Uśmiechniętego, gdy w wolnych chwilach gra z innymi żołnierzami w piłkę. Harry, który od dawna marzył, by jechać na wojnę, był ponoć traktowany tak samo jak wszyscy żołnierze.
Skąd gazety nagle otrzymały tyle jego zdjęć? Czy komuś zależało, by informacja dopiero teraz przedostała się do mediów? Jak zauważyła „Daily Telegraph” – wszystko wydarzyło się tuż przed weekendem. Być może celowo, by wszystkie media mogły dobrze sprzedać tę wiadomość i przygotować się na wielki powrót księcia Harry’ego. Brytyjskie Ministerstwo Obrony zdecydowało bowiem, że najprawdopodobniej książę w sobotę wróci do Londynu, ponieważ po ujawnieniu sprawy przez media jego życie jest w niebezpieczeństwie. Niektórzy sugerują, że to celowe zagranie.