Frank moknie przed supermarketem Kaiser’s na Berliner Strasse w Berlinie i z wyrazem najwyższej pokory na twarzy usiłuje sprzedać za 2 euro wymiętą gazetkę berlińskiego stowarzyszenia bezdomnych Stütze (Podpora). Właściwie liczy na 2 euro jałmużny, czyli że klient nie odbierze gazetki, bo pozbawiłby go jedynego narzędzia pracy.
– Biednych przybywa, a bogaci są coraz bogatsi – mówi Frank i pyta, czy słyszałem o przypadku Wendelina Wiedekinga, szefa Porsche, który dostał w tym roku 70 mln euro. Tyle wyniósł jego dochód wraz z premią za poprzedni rok. Nie sposób o tym nie wiedzieć. Gazety informują o rekordzie wszech czasów i nie ma telewizyjnego talk-show, gdzie oburzeni dyskutanci nie potępialiby zachłanności niemieckich menedżerów i nieokiełznanego kapitalizmu. Oburzył się nawet prezydent Horst Köhler. – Obywatele postrzegają słusznie, że dzieje się coś niedobrego, kiedy jedne zarobki szybują w górę, a inne stoją w miejscu – powiedział w jednym z wywiadów.
Ministrowie rządu Angeli Merkel mówią wprost o braku umiaru czy wręcz o niedopuszczalności takiego podziału wypracowanego wspólnie dobra. Święte oburzenie w Niemczech na zarobki menedżerów nie jest zjawiskiem nowym. – Nasila się jednak w miarę informacji o rozszerzeniu się strefy biedy w Niemczech – tłumaczy Jochen Thies, politolog.
Jak się okazuje, już co ósmy obywatel w bogatych Niemczech żyje poniżej granicy ubóstwa, co znaczy, że ma dochody poniżej 856 euro miesięcznie. Dziewięć euro więcej zarabia Robin Trott, stróż w jednej z berlińskich firm. – 400 euro kosztuje mnie utrzymanie dwupokojowego mieszkania. Na życie pozostaje 465 euro, czyli 15 euro na dzień – skarżył się niedawno tygodnikowi „Die Zeit”. Z takimi pieniędzmi można przeżyć, ale już wizyta w kinie wymaga wyrzeczeń. Takich ludzi są miliony i na dwa lata przed wyborami parlamentarnymi o ich głosy zaczęły nagle walczyć niemieckie partie polityczne.
– Dlaczego obsypuje się ich pieniędzmi, nawet kiedy zawodzą na całej linii? – wołała wczoraj na zjeździe CDU Angela Merkel. Nie wymieniła żadnego nazwiska, ale i tak wiadomo, że chodzi o byłego szefa Siemensa, który odszedł w atmosferze korupcyjnego skandalu zapatrzony na drogę w 5 milionów euro.