– Mamy nadzieję, że do najgorszego nie dojdzie – mówi „Rz” Dżemilew, który jest szefem Medżlisu, czyli kierownictwa krymskich Tatarów. Na Krymie dochodzi do coraz ostrzejszych konfliktów między Tatarami a większością rosyjskojęzyczną o to, czyja będzie krymska ziemia.
Kilka dni temu kilkuset Tatarów usiłowało zabarykadować się na osiedlu w Symferopolu, które sami nielegalnie zbudowali. Jak pisała rosyjskojęzyczna „Krymska Prawda”, urzędnicy sądowi nawet się nie pojawili z nakazem opuszczenia osiedla, ponieważ milicjanci uznali, że nie są w stanie ich ochronić. W tym samym mieście kilka tygodni wcześniej ok. 1000 milicjantów brutalnie usunęło Tatarów, którzy nielegalnie zajęli działkę. Do najostrzejszych starć doszło na górze Aj Petri. Trzy osoby trafiły w stanie ciężkim do szpitala, kiedy 50 broniących swych domów Tatarów zaatakowało 1000 milicjantów.
W 1944 r. Tatarzy na rozkaz Stalina byli deportowani z Krymu; zaczęli wracać na półwysep na początku lat 90. Teraz mieszka ich tam ok. 300 tysięcy. Większość mieszkańców półwyspu to Rosjanie lub rosyjskojęzyczni Ukraińcy. Boją się, że Tatarzy zabiorą im domy i ziemię, na której mieszkają od kilkudziesięciu lat.
Ale Tatarzy uważają Krym za swój i są gotowi o niego walczyć. Co prawda obradujący niedawno Kurułtaj – parlament Tatarów – nie ogłosił powszechnej mobilizacji, ale Dżemilew ostrzegł publicznie, że jego rodacy mogą lokalnie zorganizować stowarzyszenia samoobrony. To już blisko do zapowiadanych przez niego wcześniej „ruchomych brygad samoobrony”.
– Wróciliśmy do ojczyzny 17 lat temu. Ale okazało się, że nie na ojczystą, a na obcą ziemię. Jesteśmy otoczeni przez niechętną nam ludność rosyjskojęzyczną. Obiecano nam działki, domy, ale urzędnicy robią wszystko, byśmy ich nie dostali – powiedział „Rz” Kurtajgen Asanow, członek Kurułtaju.