Brytyjski premier osiem miesięcy zwlekał z wizytą w Brukseli

Gordon Brown to wyjątek wśród unijnych przywódców, którzy siedzibę UE odwiedzają zwykle tuż po nominacji - pisze korespondentka "Rzeczpospolitej" z Brukseli

Aktualizacja: 21.02.2008 19:04 Publikacja: 21.02.2008 17:44

Gordon Brown i Jose Manuel Barroso

Gordon Brown i Jose Manuel Barroso

Foto: AFP

Świeżo nominowani premierzy zazwyczaj odwiedzają siedzibę unijnych instytucji w pierwszych tygodniach po nominacji: albo żeby zapewnić o swoim proeuropejskim nastawieniu – jak premier Doland Tusk, albo żeby pokazać swoje ambicje przewodzenia Unii – jak Nicolas Sarkozy.

Gordonowi Brownowi nie zależy ani na jednym, ani na drugim. Już raz pokazał, że nie lubi, by wyborcy oglądali go zbyt często w unijnym otoczeniu. Gdy w grudniu przywódcy UE podpisywali w Lizbonie nowy traktat, spóźnił się na uroczystość, żeby nie znaleźć się na wspólnym zdjęciu. – Starałem się wypełnić wszystkie swoje zobowiązania tego dnia – komentował wczoraj.

Przekaz brytyjskiego premiera dla Unii jest jasny: więcej liberalizmu gospodarczego, walka z ociepleniem klimatu i pomoc biednym krajom.

Gordon Brown powiedział co prawda kilka okrągłych zdań o tym, że „Unia jest kluczowa dla sukcesu Wielkiej Brytanii”. Ale poza tym był zadziwiająco – jak na polityka przemawiającego w Brukseli – konkretny. Chce liberalizacji gospodarczej, szczególnie w dziedzinie energii i telekomunikacji. Londyn upiera się przy postulacie obowiązkowego rozdziału produkcji energii od jej przesyłu, co ma rozbić monopole. Pomysł nie podoba się Francji i Niemcom, gdzie państwo jest właścicielem wielkich energetycznych koncernów.

Kolejnym priorytetem Browna, który może poróżnić go z Sarkozym, jest pomoc biednym krajom. Zdaniem Brytyjczyków temu mają służyć nie tylko fundusze pomocowe, ale i liberalizacja handlu. Jeśli przestaniemy chronić unijny rynek żywnościi przestaniemy dotować nasze produkty na eksport, to Trzeci Świat będzie mógł z nami konkurować. Takiej liberalizacji nie chce prezydent Francji, kraju tradycyjnie chroniącego swoich rolników.Brown powtórzył też wczoraj kilkakrotnie, że jest za zmniejszeniem emisji CO

2

i wspieraniem czystych technologii produkcji energii.

Brytyjski premier bronił wczoraj pomysłu nieorganizowania referendum w sprawie traktatu lizbońskiego, którez pewnością zakończyłoby się klęską. – W negocjacjach wykluczyliśmy element konstytucyjny z traktatu i obroniliśmy brytyjskie interesy – argumentował. I przekonywał, że jego poprzednik Tony Blair ma pełne poparcie rząduw wyścigu o nowe stanowisko unijnego prezydenta.

Świeżo nominowani premierzy zazwyczaj odwiedzają siedzibę unijnych instytucji w pierwszych tygodniach po nominacji: albo żeby zapewnić o swoim proeuropejskim nastawieniu – jak premier Doland Tusk, albo żeby pokazać swoje ambicje przewodzenia Unii – jak Nicolas Sarkozy.

Gordonowi Brownowi nie zależy ani na jednym, ani na drugim. Już raz pokazał, że nie lubi, by wyborcy oglądali go zbyt często w unijnym otoczeniu. Gdy w grudniu przywódcy UE podpisywali w Lizbonie nowy traktat, spóźnił się na uroczystość, żeby nie znaleźć się na wspólnym zdjęciu. – Starałem się wypełnić wszystkie swoje zobowiązania tego dnia – komentował wczoraj.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019