Rz: Dlaczego prezydent Gruzji podjął decyzję o wkroczeniu do Osetii Południowej? Czy to była przemyślana decyzja czy impuls?
Wojciech Górecki: Rzeczywiście puściły mu nerwy i zabrakło zimnej krwi. Ale z drugiej strony miał do czynienia z prowokacjami ze strony Osetii Południowej. Od wiosny można było się spodziewać, że coś się wydarzy przed grudniem. Zachód uznał wówczas niepodległość Kosowa. Na szczycie NATO w Bukareszcie ustalono, że pod koniec roku zapadnie decyzja o przyznaniu Gruzji i Ukrainie planu przystąpienia do sojuszu (MAP). Rosja oświadczyła, że do tego nie dopuści. Rząd w Moskwie otrzymał zaraz polecenie zacieśnienia kontaktów z Abchazją i Osetią Południową. Zniósł blokadę Abchazji. Napięcie wrastało. 1 i 2 sierpnia doszło do incydentów zbrojnych w Osetii. Gruzja za wszelką ceną chciała doprowadzić do rozmów, ale Osetia odmawiała, jednocześnie ostrzeliwując pozycje gruzińskie ze swojego terytorium. Dlatego Gruzja musiała coś zrobić. Obywatele oskarżali władze o bezczynność.
Czy Saakaszwili podjął dobrą decyzję?
Źle się stało, bo mamy wojnę. Ale nie wiemy, czy gdyby nie wkroczył do Osetii, nie mielibyśmy wojny w innej postaci. Trzeba jednak pamiętać, że Saakaszwili nie naruszył integralności państwa. On tylko naruszył zawieszenie broni kończące konflikt osetyjski w latach 90. To, co zrobił, i to, co robi Rosja, jest niewspółmierne. Rosja wkroczyła na teren suwerennego państwa, które jest członkiem ONZ.
Wśród gruzińskiej opozycji pojawiły się komentarze, że Saakaszwili to idiota, który wpakował Gruzję w konflikt z Rosją.