Rz: Na jednego z najważniejszych partnerów USA na Kaukazie spadają bomby, a Bush ogranicza się do oświadczeń wzywających Moskwę do porzucenia przemocy. Nie niepokoi to pana?
Paweł Kowal: Wolałbym bardziej zdecydowaną reakcję USA. Ale gdy media zwracają uwagę na błędy Amerykanów, Gruzinów czy Polaków, Rosjanie bombardują gruzińskie miasta. Nie uprawiajmy więc antyamerykańskiej propagandy, bo jeśli już, to ta historia nadaje się lepiej na inną propagandę. Poza tym nie wiemy, czy George W. Bush nie zareagował. Reakcje mocarstw często są poufne. I być może po latach się dowiemy, że reakcja USA była o wiele ostrzejsza, niż sądzimy. Wiele deklaracji wobec Tbilisi złożyli różni europejscy politycy.
Saakaszwili mógł mieć więc wrażenie, że operacja jego wojsk zakończy się sukcesem?
Nie tylko mógł mieć wrażenie, ale mogła to być prowokacja, mógł dostać raport, który przekonał go do podjęcia takiej decyzji. Może z jakichś powodów – prawdziwych lub podsuniętych – sądził, że to jest ten moment. Nic o tym na pewno nie wiemy, ale na takim twierdzeniu buduje się całą argumentację, która ma usprawiedliwić bezczynność świata, a która dodatkowo osłabia tego, na kogo lecą bomby. Zwracam uwagę, że Parlament Europejski 5 czerwca zauważył, że w Osetii przybywa rosyjskich wojsk. Mógłbym mnożyć merytoryczne argumenty. Wielu obserwatorów milczało, a teraz udają Greków.
A reakcja prezydenta Polski i krajów bałtyckich była dobra?