– Spędzimy tutaj tyle czasu, ile będzie potrzeba – powiedział Nicolas Sarkozy, wchodząc na salę obrad pierwszego dnia unijnego szczytu. Wydawało się, że negocjacje będą długie i trudne. – Kancelaria Premiera ma koszule do niedzieli – komentował Mikołaj Dowgielewicz, szef UKIE.
Wszystko wskazuje jednak na to, że szczyt, zgodnie z pierwotnym planem, zakończy się już dziś. – Nie możemy sobie pozwolić na spektakl podziałów w UE – ostrzegał Sarkozy. Francuski prezydent wypracował kompromis, który zyskał akceptację wszystkich państw UE. Formalnie zgoda zapadnie dziś, gdy przez noc francuscy eksperci dopracują wszystkie szczegóły porozumienia.
Dla Polski, ale i dla kilku innych krajów UE stawka spotkania w Brukseli jest ogromna. Z jednej strony ambitny cel ograniczenia emisji CO2 do 2020 roku roku aż o jedną piątą. Ma to zachęcić resztę świata do podobnego wysiłku i podpisania w przyszłym roku w Kopenhadze porozumienia będącego dalszym ciągiem układu z Kioto. Jego celem jest ograniczenie efektu ocieplenia klimatu.
Na drugiej szali znalazły się jednak interesy europejskiego przemysłu. Polska argumentuje, że wprowadzenie zasady całkowitej odpłatności za uprawnienia do emisji CO2 od 2013 roku może spowodować skokowy wzrost ceny energii elektrycznej o ponad 90 procent. Bo u nas, inaczej niż w większości państw UE, energia elektryczna pochodzi głównie z węgla. Z kolei Niemcy, przemysłowa potęga Europy, boją się obłożenia swoich przedsiębiorstw dodatkowymi kosztami, co może grozić przeniesieniem produkcji poza UE, do krajów mniej dbających o środowisko.
Polska już częściowo wcześniej wywalczyła koncesje. Na spotkaniu w Gdańsku 6 grudnia prezydent Sarkozy obiecał premierowi Tuskowi okres przejściowy dla naszych elektrowni do 2020 roku. Wczoraj miało jeszcze zostać ustalone tempo dochodzenia od systemu bezpłatnego do płatnego, a przede wszystkim Francja musiała przekonać innych do polskich postulatów. Dodatkowo też Polsce zależało na zwiększeniu tzw. funduszu solidarności, w którym państwa bogate, jak Niemcy, przekazują 10 proc. dochodów ze sprzedaży uprawnień do CO2 państwom biedniejszym, np. Polsce. Ten poziom kwestionowały Niemcy, a Polska i inne kraje regionu chciały nawet jego podwojenia. Ostatecznie stanęło na 12 proc., co oznacza miliardy euro na inwestycje w modernizację polskiej energetyki.