Eurodeputowani odsunęli do listopada głosowanie nad wykonaniem budżetu unijnej Rady, której szefuje Javier Solana, wysoki przedstawiciel UE ds. wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. – Nie znaleźliśmy śladów korupcji czy nieprawidłowości.
Ale jest wiele pytań, na które nie dostaliśmy odpowiedzi – mówił duński eurodeputowany Soeren Sondergaard, który jako poseł sprawozdawca rekomendował odłożenie sprawy absolutorium za 2007 rok. Znakomita większość posłów się z nim zgodziła.Takie zgodne głosowanie, niezależnie od barw narodowych czy przynależności partyjnej, pokazuje, że chodzi o wspólny interes Parlamentu.
– Eurodeputowani systematycznie chcą zwiększać swoją władzę finansową w Unii i decydować o każdej części budżetu. A obecnie nie mają prawa szczegółowego wglądu w rachunki Rady – tłumaczy w rozmowie z „Rz” Sara Hagemann, ekspertka European Policy Institute w Brukseli. PE marzy się taka władza jak parlamentów narodowych, które akceptują budżety rządów.
Faktycznie bowiem zarzuty Parlamentu wobec Rady trudno uznać za bardzo poważne. Nie dziwi, że odrzuca je sama Rada UE. – Nie ma żadnych podstaw do kwestionowania budżetu za 2007 rok. Wszystkie rachunki były sporządzane z największą starannością – mówi „Rz” Cristina Gallach, rzeczniczka Javiera Solany.
Nieprawidłowości nie dopatrzył się nawet Europejski Trybunał Obrachunkowy (ETO), który skrupulatnie bada wszystkie unijne wydatki. Krytyki nie było też słychać ze strony żadnego z ministrów finansów 27 państw członkowskich, którzy jednogłośnie muszą zatwierdzać wykonanie budżetu przez Radę.