28 sierpnia ubiegłego roku na punkcie kontrolnym w Kunduzie w północnym Afganistanie panował już półmrok, gdy żołnierze Bundeswehry i towarzyszący im oddział afgański zauważyli kilka samochodów. Kierowcy nie reagowali na wezwania do zatrzymania ani na strzały ostrzegawcze.
28-letni starszy sierżant Bundeswehry otworzył ogień do jednego z aut. Zginęli matka i dwoje dzieci, cztery osoby zostały ranne. Sprawa wywołała w Niemczech dyskusję o roli Bundeswehry w Afganistanie, gdzie – jak twierdził były minister obrony – armia niemiecka broni wolności i demokracji. Sprawą zajęła się prokuratura. Wczoraj umorzyła śledztwo.
[srodtytul]Miał prawo sądzić, że to atak[/srodtytul]
„Podejrzanemu nie można zarzucić, że działał niezgodnie z przepisami” – czytamy w komunikacie prokuratury. Jest w nim mowa o ograniczonej widoczności, a sierżant podobno celował w tablice rejestracyjne. Miał też podstawy, by sądzić, że on i jego towarzysze są celem ataku.
– Dobrze, że kończy się okres niepewności dla naszych żołnierzy – skomentował decyzję prokuratury minister obrony Franz-Josef Jung. Rzecznik ministerstwa przypomniał „Rz”, że był to pierwszy przypadek śmierci cywilów z rąk niemieckich żołnierzy. W tym czasie zginęło 32 żołnierzy Bundeswehry.