Do incydentu doszło w sobotę w Courdimanche na przedmieściach Paryża. Policja zabrała ośmiolatka z domu rodziców i poddała go półgodzinnemu przesłuchaniu. Chłopiec miał pobić inne dziecko na przerwie podczas kłótni o drugie śniadanie. Matka ofiary złożyła na niego skargę. Ośmiolatek przyznał się do winy i wrócił do domu. Na tym sprawa się jednak nie skończyła.
Francuska lewica jest oburzona. Jej zdaniem za incydent odpowiada prezydent Francji Nicolas Sarkozy. – Prezydent cierpi na manię bezpieczeństwa. Zapo- wiedzi zaostrzenia środków bezpieczeństwa w środowisku szkolnym stworzyły niebezpieczny klimat. W efekcie policja prześladuje nawet kilkuletnie dzieci – stwierdził poseł Partii Socjalistycznej Harlem Desir.
Dwa dni przed zatrzymaniem chłopca Nicolas Sarkozy obiecał podczas konferencji prasowej w Pałacu Elizejskim, że położy kres handlowi narkotykami, brutalnym atakom na nauczycieli i krwawym porachunkom młodzieżowych band w imigranckich gettach. Od września nauczyciele z „trudnych szkół” będą mieli prawo m.in. rewidować uczniów oraz przeszukiwać ich tornistry i torby. W budynkach szkolnych zostanie zainstalowanych ponad 10 tysięcy kamer, a okoliczne ulice będą patrolowały ekipy agentów bezpieczeństwa złożone m.in. z policjantów na emeryturze. Ataki na nauczycieli i uczniów będą surowo karane. – Trzeba skończyć z przemocą w szkołach, zanim dojdzie do katastrofy – argumentował Sarkozy. Zdaniem polityków lewicy taka polityka prowadzi do nadużyć.
– Policja, jak widać, bardzo poważnie podchodzi do swego zadania. Każdy uczeń jest dla niej potencjalnym przestępcą – podkreśla szef centrystów Francois Bayrou.
To już trzecie dziecko, które padło ofiarą policyjnej nadgorliwości. Dwa tygodnie temu funkcjonariusze zatrzymali w Bordeaux dwóch uczniów pochodzenia marokańskiego w wieku sześciu i dziesięciu lat za kradzież roweru, który – jak się później okazało – należał do nich. Aż sześciu policjantów obezwładniło przerażonych chłopców przed szkołą. Dzieci wstydzą się teraz do niej wrócić.