Dwie twarze Iranu

Po wyborach prezydenckich. Wieść o zwycięstwie Ahmadineżada wywołała zamieszki. Aresztowano wielu opozycjonistów

Aktualizacja: 15.06.2009 10:22 Publikacja: 14.06.2009 21:20

Irańska policja brutalnie traktowała demonstrujących opozycjonistów

Irańska policja brutalnie traktowała demonstrujących opozycjonistów

Foto: AFP

[b]*[link=http://www.rp.pl/galeria/2,3,319762.html]Zobacz zdjęcia z zamieszek w Teheranie[/link][/b]

[b]*[link=http://blog.rp.pl/haszczynski/2009/06/14/rozgoryczenie-w-teheranie/]Przeczytaj komentarz Jerzego Haszczyńskiego i podyskutuj z autorem na jego blogu[/link][/b]

Do największych zamieszek doszło w sobotę. Na ulice Teheranu i innych większych miast wyszły tłumy rozwścieczonych zwolenników umiarkowanego kandydata Mira Hosejna Musawiego. Doszło do gwałtownych starć z policją. W ruch poszły kamienie, kawałki cegieł, kije i pręty. Demonstranci stawiali barykady z płonących śmietników, samochodów, a nawet przegubowych autobusów.

Na zdjęciach filmowych, jakie udało się zrobić zagranicznym dziennikarzom, można było zobaczyć drastyczne sceny. Na przykład grupę policjantów w hełmach, którzy drewnianymi pałkami katowali kilku opozycjonistów. Po chwili jednak role się odwróciły i funkcjonariusze musieli się salwować ucieczką przed tłumem, który przybiegł z odsieczą napadniętym. Według trudnych do zweryfikowania doniesień przed Ministerstwem Spraw Wewnętrznych na placu Fatim miały paść strzały. Podobno byli zabici.

Musawi i jego zwolennicy nie mają wątpliwości: wybory zostały sfałszowane. – To ja jestem prawdziwym zwycięzcą – ogłosił kandydat. Zgłosił oficjalną skargę na orzeczenie Komisji Wyborczej. Według oficjalnych wyników uzyskał on zaledwie 33 procent głosów, podczas gdy dotychczasowego prezydenta Mahmuda Ahmadineżada miało poprzeć 63 proc. obywateli.

Na odpowiedź reżimu na wystąpienia opozycji nie trzeba było długo czekać. W nocy z soboty na niedzielę służba bezpieczeństwa wtargnęła do domów najważniejszych reformatorów. Pod zarzutem „wywołania przemocy” aresztowano co najmniej 100 osób, w tym wiele znanych osobistości.

Aby sparaliżować działania opozycji, reżim wyłączył działające w Iranie sieci komórkowe. Ludzie nie mogli ani dzwonić, ani wysyłać esemesów. Zablokowane zostały strony internetowe związane z obozem reform, a zagraniczni dziennikarze znaleźli się pod specjalną kontrolą służb. Policja zajęła m.in. biura telewizji al Arabija (centrala w Dubaju).

Państwowe kanały nawoływały zaś do spokoju i „nieulegania prowokacjom”. Głos w specjalnym telewizyjnym wystąpieniu zabrał nawet duchowy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei. Zaapelował on do Irańczyków, aby uszanowali wynik wyborów. Zwycięstwo Ahmadineżada nazwał zaś wielkim świętem.

Sam Ahmadineżad przemówił w niedzielę podczas „wiecu zwycięstwa”, jaki władze zorganizowały w Teheranie. – Wyniki są bardzo dokładne. 40 milionów ludzi wzięło udział w tych wyborach. Jak można je negować? – pytał, cytowany przez rządową agencję informacyjną. Według niego zagraniczne media nie uznały jego zwycięstwa, bo go po prostu nie lubią.

Działania opozycji miały być zaś skutkiem frustracji. – Mogą być przygnębieni z powodu porażki. Wydali dużo pieniędzy na propagandę i spodziewali się wygranej, więc jest naturalne, że są rozczarowani i przygnębieni – powiedział Ahmadineżad, układając palce dłoni w charakterystycznym geście wiktorii.

W jego wystąpieniu nie zabrakło miejsca na kwestię irańskiego programu nuklearnego. Ku zaskoczeniu obserwatorów jego słowa były jednak bardzo umiarkowane. – Ta sprawa jest już przeszłością. Jesteśmy bardzo przychylni pojawiającym się ostatnio na świecie ideom wyeliminowania broni nuklearnej – powiedział.

Mimo to zwycięstwo kontrowersyjnego polityka, który zasłynął choćby wezwaniem do usunięcia Izraela z mapy świata, wywołało krytyczne reakcje na Zachodzie. Wiceprezydent USA Joe Biden powiedział, że władze USA mają „bardzo wiele wątpliwości” w kwestii wyniku irańskich wyborów.

[ramka][b]Opinie dla „Rzeczpospolitej”[/b]

[b]prof. Ali Ansari, ekspert ds. Iranu instytutu Chatham House w Londynie[/b]

To, co się dzieje w Iranie, stanowi próbę wyeliminowania przez islamski reżim przeciwników politycznych. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że wybory zostały sfałszowane. Wskazuje na to zarówno wysoka frekwencja wyborcza, jak i zwycięstwo Ahmadineżada w miastach, które uchodzą za twierdze opozycji. Moim zdaniem całe wybory służyły pozbyciu się opozycji. Przed głosowaniem wszystkie sondaże wskazywały na zwycięstwo Mira Hosejna Musawiego.

Co się teraz stanie? Musawi już złożył oficjalną skargę na wyniki, co oznacza, że wybory się jeszcze nie skończyły, wbrew okrzykom zwycięstwa ze strony zwolenników Ahmadineżada. Także niektórzy z konserwatywnych duchownych uważają, że nie odbyły się one w sposób sprawiedliwy. To może przysporzyć Ahmadineżadowi sporo problemów, bo jego władza opiera się głównie na poparciu radykalnych duchownych. Te wybory mocno nadszarpnęły wizerunek republiki islamskiej.

Aresztowania opozycjonistów, krwawe tłumienie protestów, cenzura: reżim, który chciał przez te wybory udowodnić, że jest demokratyczny, pokazał zamiast tego swą prawdziwą twarz, twarz dyktatury.

Nie jestem w stanie przewidzieć przyszłości, ale mogę z pewnością powiedzieć, że siły reformatorskie stają się w Iranie coraz silniejsze. Gdyby nie były tak groźne, reżim nie odwoływałby się do tak brutalnych środków, by je stłumić.

Dla Zachodu zwycięstwo Ahmadineżada oznacza kolejne cztery lata strachu przed nuklearnym arsenałem Teheranu. Prezydent Iranu uważa, że otrzymał kolejny silny mandat od ludu. Stał się jeszcze bardziej pewny siebie. Nie wróży to dobrze na przyszłość.

[i]—not. ryb[/i]

[b]dr Andrzej Ananicz, iranista, były szef Agencji Wywiadu[/b]

Powyborcze protesty w Iranie świadczą o tym, że toczy się tam walka między siłami reformatorskimi a władzą. Czy można z tego wywnioskować, że Irańczycy dziś popierają demokrację bardziej niż kiedyś? Raczej nie. Moim zdaniem Irańczycy generalnie popierają demokrację, jednak nie ten zachodni model demokracji, który obowiązuje u nas. Mówiąc o demokracji w Iranie, dokonujemy projekcji naszych wyobrażeń na tamtejsze warunki. To wielki błąd. Nie jestem w stanie ocenić, czy wybory zostały sfałszowane, jednak wiem, że odbyły się one – w pewnym sensie – w sposób demokratyczny. Ci kandydaci, którzy zostali dopuszczeni do wyborów, uczestniczyli w nich demokratycznie. Oskarżenia o nadużycia pojawiły się już podczas kampanii wyborczej. Jeden kandydat oskarżał drugiego o utrudnianie kampanii. Jestem ciekaw, jak sprawa Musawiego zostanie rozstrzygnięta przez irański system sprawiedliwości. Z punktu widzenia prawnego Musawi ma całkowite prawo złożyć taką skargę. Nikt nie może mu tego zabronić. Co z tego wyniknie? Trudno powiedzieć. Możliwe, że dokonają się pewne zmiany w Iranie. Wątpię jednak, by Iran stał się w najbliższym czasie krajem demokratycznym w sensie zachodnim. To bardzo mało prawdopodobne. Możliwe też, że ruch reformatorski zostanie całkowicie stłumiony i wrócimy do status quo. Na pewno jednak Irańczycy nie przyjmą demokratycznych zmian narzuconych z zewnątrz. Nie pozwala im na to duma narodowa. Jeśli coś się zmieni, to tylko od wewnątrz. Nie mamy na to żadnego wpływu. Jedyne, co możemy w obecnej chwili zrobić, to czekać na dalszy rozwój wydarzeń.

[i] —not. ryb[/i]

[b]Larry Haas, amerykański ekspert ds. Iranu, Uniwersytet Georgetown w Waszyngtonie[/b]

Na protesty w Iranie patrzę z pewnym sceptycyzmem. Moim zdaniem to, kto piastuje urząd prezydencki, jest mało istotne w kraju, w którym cała władza znajduje się w rękach najwyższego przywódcy duchowego. To Ali Chamenei w rzeczywistości kieruje krajem, a nie Mahmud Ahmadineżad. Wątpię, by wybór Musawiego na prezydenta cokolwiek zmienił w układzie sił politycznych w Teheranie.

Dopóki nie dojdzie do całkowitej zmiany systemu politycznego, dopóty nie może być mowy o demokracji w Iranie. Nie ma więc powodu do zbytniego entuzjazmu wobec podrywów opozycji. Żaden z kandydatów w wyborach prezydenckich zresztą, z Musawim włącznie, nigdy nie obiecywał, że skieruje Iran na bardziej prozachodni kurs. Nie mówiąc już o rezygnacji z programu atomowego. Nie ma żadnych wskazówek, że Musawi zamierzał prowadzić politykę prozachodnią i proizraelską. Dopóki Iran jest republiką islamską, dopóty będzie stanowił zagrożenie dla USA i Izraela, bez względu na to, kto jest prezydentem. Nie oznacza to jednak, że protesty opozycji są bez znaczenia. Wręcz przeciwnie. Pokazują one, że młodzi, coraz bardziej nowocześni Irańczycy mają dość zamordyzmu islamskich władz i nieudolnej, wręcz katastrofalnej polityki gospodarczej Teheranu. Nie chcą dłużej tkwić w izolacji. Nie jest więc wykluczone, że w Iranie dojdzie kiedyś do całkowitego przewrotu, do poważnych demokratycznych zmian. Nastąpi to jednak dopiero za jakiś czas. Kiedy? Trudno przewidzieć. Może za rok, może za pięć lub dziesięć lat. To zależy od Irańczyków. Zmiany mogą nastąpić tylko od wewnątrz. Jakakolwiek presja ze strony Zachodu zakończyłaby się fiaskiem.

[i]—not. ryb[/i][/ramka]

[b]*[link=http://www.rp.pl/galeria/2,3,319762.html]Zobacz zdjęcia z zamieszek w Teheranie[/link][/b]

[b]*[link=http://blog.rp.pl/haszczynski/2009/06/14/rozgoryczenie-w-teheranie/]Przeczytaj komentarz Jerzego Haszczyńskiego i podyskutuj z autorem na jego blogu[/link][/b]

Pozostało 97% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021