Najpierw strzały w powietrze, potem gaz łzawiący i szturm na demonstrantów, w trakcie którego pałkami bici są wszyscy ci, którym nie udało się uciec. Ten bezlitosny scenariusz, który od kilku dni stosują w Iranie uzbrojeni policjanci, członkowie islamskiej milicji Basidż i innych służb bezpieczeństwa, powtórzyli również wczoraj. Po południu na ulice Teheranu znów wyszły setki zwolenników opozycji. Kilka godzin wcześniej Gwardia Rewolucyjna stanowczo ostrzegła: definitywnie rozprawimy się z wszelkimi protestami, a protestujący będą musieli stawić czoła „rewolucyjnej konfrontacji”. [wyimek]Być może wkrótce demonstranci uciekający przed policją będą mogli schronić się np. w ambasadzie Polski [/wyimek]
Świadkowie opowiadają, że zgodnie z zasadą zero tolerancji dla protestów w Teheranie policjanci nie pozwalają nikomu stać w miejscu i rozdzielają nawet kilkuosobowe grupki. Mimo to przywódca opozycji 67-letni Mir Hosejn Musawi – nazywany przez tłumy protestujących „irańskim Gandhim” – wezwał zwolenników, by nie przestawali protestować przeciw „sfałszowaniu wyborów prezydenckich”. – Musawi będzie walczył do końca. Tego właśnie oczekują od niego ludzie. Walczył przecież podczas islamskiej rewolucji. Dziś musi udowodnić, że zrobi wszystko, by zmienić sytuację, na którą się nie godzi – mówi „Rz” Faramarz Ghazi, dziennikarz „Iran Weekly Press Digest”.
Musawi zaapelował do służb bezpieczeństwa, by powstrzymały się od tak brutalnych metod tłumienia demonstracji. W manifestacjach, do których dochodzi od 13 czerwca, gdy ogłoszono wyniki wyborów, zginęło już kilkadziesiąt osób, w tym wiele kobiet, a ponad 100 zostało rannych. Według organizacji International Campaign for Human Rights in Iran ranni demonstranci nie mają gdzie szukać pomocy. Lekarze dostali polecenie donoszenia służbom bezpieczeństwa na pacjentów, których obrażenia wskazują na udział w demonstracjach. W ciągu ostatnich kilkunastu dni do aresztów wtrącono już co najmniej pół tysiąca zwolenników opozycji.
Często ulice są tak gęsto obstawione przez policję i służby bezpieczeństwa, że ludzie nie mają jak uciec przed bijącymi ich funkcjonariuszami. Właśnie dlatego władze Szwecji, która na czele Unii Europejskiej stanie 1 lipca, chcą, by kraje członkowskie otworzyły ambasady dla demonstrantów. Pomysł poparły już Włochy.
Otwarcia polskiej ambasady nie wyklucza Warszawa. – Uważamy, że ze względu na humanitarny charakter tej decyzji jest ona warta rozważenia. Ale sądzimy, że powinna zostać podjęta wspólnie, po konsultacjach z innymi krajami Wspólnoty – powiedział „Rz” rzecznik MSZ Piotr Paszkowski. „Głębokie oburzenie” przemocą w Iranie wyrazili z kolei kierujący obecnie pracami UE Czesi.