Na najbliższym spotkaniu Rady Europejskiej, które odbędzie się 10 i 11 grudnia w Brukseli, sporu o to, kto zasiądzie na krześle, nie będzie. Bo prezydent Lech Kaczyński już tydzień temu postanowił, że nie jedzie. – Odwołał swoją aktywność, zarówno w kraju, jak i za granicą. Powodem jest niewyleczone przeziębienie – potwierdził wczoraj w rozmowie z „Rz” Mariusz Handzlik, minister w Kancelarii Prezydenta RP.
Lech Kaczyński będzie musiał jednak wkrótce zdecydować, co z kolejnymi szczytami, bo na sali przywódców – po wprowadzeniu w życie traktatu lizbońskiego – zrobiło się ciaśniej. Będzie już tylko jedno, a nie – jak do tej pory – dwa krzesła.
Zmiana faktycznie miała dotyczyć wykluczenia ministrów spraw zagranicznych z posiedzeń Rady Europejskiej. Artykuł 4 traktatu z Nicei mówił, że „W skład Rady Europejskiej wchodzą szefowie państw lub rządów państw członkowskich oraz przewodniczący Komisji. Towarzyszą im ministrowie spraw zagranicznych państw członkowskich i członek Komisji”. Od 1 grudnia obowiązuje jednak traktat lizboński, który w artykule 15 uściśla: „Jeżeli wymaga tego porządek obrad, członkowie Rady Europejskiej mogą podjąć decyzję, aby każdemu z nich towarzyszył minister”. Są więc dwa warunki. Po pierwsze musi wymagać tego sytuacja. Po drugie musi być specjalna decyzja. To oznacza, że regułą staje się jedno krzesło na kraj.
Do tej pory Polska, ale też niektóre inne kraje o podobnej konfliktowej sytuacji między prezydentem a premierem, wykorzystywała fakt, że było drugie miejsce dla ministra spraw zagranicznych. Obok siebie siadali więc Lech Kaczyński i Donald Tusk, a minister Radosław Sikorski, podobnie jak fiński minister Alexander Stubb, zostawał w kuluarach. Prezydent Lech Kaczyński w określonych momentach ustępował miejsca Sikorskiemu, jeśli uznał, że w dyskusji jego głos będzie potrzebny. Teraz takiej możliwości nie ma. Oczywiście do Brukseli będą mogli przyjechać obaj politycy, zostaną też wpuszczeni do budynku Rady. Ale już na salę obrad wejdzie tylko jeden z nich.
– Sala się nie zmienia, ale stół będzie zdecydowanie mniejszy – mówi nam dyplomata z Rady UE. Do tej pory przywódcy siedzieli wokół ogromnego stołu, a przemawiających polityków widzieli na ekranach. Teraz telewizorki znikają, stół robi się mniejszy, a atmosfera bardziej intymna. Fotoreporterzy i operatorzy telewizyjni, robiący zdjęcia na początku spotkania, staną teraz pod ścianami zamiast w centrum okrągłego stołu.