19 czerwca następczyni szwedzkiego tronu księżniczka Wiktoria ma poślubić Daniela Westlinga, właściciela sieci ekskluzywnych klubów fitness. Ceremonia odbędzie się w katedrze na Starym Mieście w Sztokholmie i z tej okazji 25-osobowa ekipa wypucowała już całą świątynię. Za 14 milionów koron przeprowadzono nawet renowację katedry.
Kościół ewangelicko-luterański żyje jednak tym, że księżniczkę Wiktorię do ołtarza zamierza poprowadzić ojciec, król Karol XVI Gustaw. Wczoraj dwór królewski ogłosił swoją decyzję. I zrobił to wbrew stanowisku Kościoła, który twierdzi, że takie posunięcie kolidowałoby z kilkusetletnią tradycją równouprawnienia i wolności kobiety. Zdaniem duchownych chodzi o to, by kobiety nie były traktowane jako własność mężczyzn. A tak można postrzegać oddawanie panny młodej przez ojca w ręce innego mężczyzny.
Głowa Kościoła ewangelicko-luterańskiego arcybiskup Szwecji Anders Wejryd wysłał w tej sprawie komentarz do dziennika „Aftonbladet”, w którym przyznał, że próbował wpłynąć na decyzję następczyni tronu. Przyznał też, że wprawdzie poradnik kościelny nie zawiera instrukcji, w jaki sposób pary wchodzą do kościoła na uroczystość ślubną, ale ważne jest, jakie w tym momencie wysyła się sygnały.
„Oddanie panny młodej w ręce wybranka to nowe zjawisko, które czasami kultywuje się w szwedzkim Kościele. Zazwyczaj odradzam tak czynić, ponieważ nasza ceremonia ślubna wyraźnie świadczy o równouprawnieniu małżonków” – napisał arcybiskup.
Biskup Visby Lennart Koskinen, choć krytykował pomysł królewskiego dworu, opowiedział się za uszanowaniem życzenia rodziny. – Za tym obrzędem stoi symbolika i pogląd na kobiety, z którymi nie zgadza się Kościół, wizja, iż ojciec sprzedaje swoją ubezwłasnowolnioną córkę mężowi – powiedział. – Ale zarazem według rządowej ustawy następczyni tronu musi przecież zapytać ojca, za kogo może wyjść za mąż. Nic dziwnego, że to tata oddaje ją Danielowi.