Powoli wyłania się konsensus – mówił wczoraj w Brukseli minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski. Przypomniał, że kilka lat temu tylko Polska mówiła o potrzebie „natoizacji” amerykańskiej tarczy antyrakietowej, czyli stworzenia systemu chroniącego wszystkich członków sojuszu. Jeszcze na spotkaniu ministrów obrony NATO w czerwcu przeciw projektowi wypowiadały się Włochy i Francja. – Od tej pory wiele się zmieniło – mówił Bogdan Klich, szef MON.
Na wczorajszym spotkaniu szefów dyplomacji i ministrów obrony państw członkowskich poparcie dla wspólnej tarczy było znacznie większe, choć pozostają pytania. – Nikt nie mówi, że nie powinniśmy tego robić. Pytanie, jak i za ile – stwierdził estoński minister obrony Jaak Aaviksoo.
Kwestia „za ile” wydaje się rozstrzygnięta. Zdaniem sekretarza generalnego NATO nie będzie to kosztowało więcej niż 200 mln euro. Chodzi o połączenie zaplanowanych już elementów, czyli prawie gotowego natowskiego systemu obrony oraz elementów narodowych ochrony działań wojennych z tworzoną tarczą amerykańską. Pod warunkiem że ta powstanie. – Jeśli więc na szczycie NATO w Lizbonie pomysł sekretarza generalnego zyska akceptację, to system mógłby być gotowy w 2018 – 2020 r. – sądzi nasz rozmówca w sojuszu.
Kontrowersyjny pozostaje udział Rosji. – Nie widzę potrzeby włączania Rosji do systemu obrony przeciwrakietowej. A na pewno nie w tym momencie – powiedział Klich. Według jego słów w projekcie nowej koncepcji strategicznej NATO, której tarcza jest częścią, nie ma o tym mowy. Ale publicznie sekretarz generalny Anders Fogh Rasmussen mówił, że Rosję warto zaprosić do współpracy w budowie nowego systemu.
Projekt nowej koncepcji strategicznej jest objęty najwyższą klauzulą tajności, został kilka tygodni temu wysłany do stolic państw członkowskich. Wczoraj ministrowie mieli okazję zgłosić poprawki. – One się właściwie znoszą. To dobrze – uważa Sikorski. Dobrze, bo rząd pozytywnie ocenia propozycję Rasmussena.