Znany z niechęci do państwa żydowskiego Mahmud Ahmadineżad był fetowany w Libanie jak bohater narodowy. Na ulicach miast wywieszono irańskie flagi i wielkie podobizny prezydenta. Do powitania Ahmadineżada nawoływali z minaretów muezini, libańscy uczniowie zostali zwolnieni z lekcji. Na trasie jego przejazdu gromadziły się tłumy, a na transporter opancerzony, którym jechał, sypały się kwiaty.
– [Izraelscy] najeźdźcy muszą wrócić do swych ojczyzn! Syjoniści muszą zwrócić Palestynę jej prawdziwym właścicielom albo zostaną zniszczeni przez gniew Palestyńczyków – mówił irański przywódca do tłumów zgromadzonych na stadionie w Bejrucie. – Czy widzieliście, żeby syjonistyczny reżim dokonał czegokolwiek oprócz zbrodni? Masakry niewinnych, niszczenie domów, konfiskaty leków, jedzenia i wody – wyliczał.
Antyizraelskie tyrady prezydenta wywołały wiwaty zgromadzonych. Głównie szyitów, zwolenników organizacji Hezbollah. Gdy Ahmadineżad nazwał Izrael „barbarzyńskim syjonistycznym reżimem”, entuzjazm tłumu sięgnął zenitu. Irańczyk, który odebrał dziś honorowy doktorat Uniwersytetu Libańskiego w Bejrucie, zapewnił przy okazji, że Iran nie ma zamiaru rezygnować ze swoich atomowych ambicji.
Jego wizyta w Libanie wywołała ostre protesty USA i Izraela, który określił ją jako „wielką prowokację”. Szczególną irytację wywołało to, że irański prezydent wizytował dziś libańsko-izraelskie pogranicze, m.in. miejsca, gdzie w 2006 roku, podczas II wojny libańskiej, doszło do walk między Hezbollahem a Izraelczykami.
– Dzięki wam cały świat zobaczył, że syjoniści są istotami śmiertelnymi. Oni niedługo znikną, a wy będziecie żyć dalej – mówił na wiecu zorganizowanym w miasteczku Bint Dżbeil położonym niemal na samej granicy. Pojawiły się nawet plotki, że w symbolicznym geście zamierza rzucić na izraelską stronę kilka kamieni. Spowodowało to, że na granicy zebrał się tłum protestujących Żydów. Izraelskie wojsko zostały zaś postawione w stan gotowości.