– Ariel Szaron zastrzelił je na moich oczach, tak jak zabija się zające – powiedział w wywiadzie udzielonym dziennikowi „Vrij Nederland” George Sluizer, holenderski reżyser żydowskiego pochodzenia. – Miały dwa, góra trzy latka. Strzelał do nich z odległości około 10 metrów. Byłem wtedy bardzo blisko niego.
Do rzekomej zbrodni miało dojść w Bejrucie w 1982 roku, prawdopodobnie w listopadzie. Sluizer kręcił tam wówczas film dokumentalny. Dzieci miały zostać zastrzelone w pobliżu obozów dla palestyńskich uchodźców Sabra i Szatila. W sierpniu tego samego roku izraelskie wojska, które okupowały Bejrut, wpuściły do obydwu obozów libańskich falangistów.
[wyimek]Trybunał w Hadze nie dostał żadnego zawiadomienia o rzekomej zbrodni Izraelczyka[/wyimek]
Doszło do masakry ludności cywilnej, w której zginęło – według różnych źródeł – od 700 do 3,5 tysiąca Palestyńczyków. Sprawa odbiła się głośnym echem na świecie. Specjalna izraelska komisja pod przewodnictwem sędziego Sądu Najwyższego Icchaka Kahana ustaliła, że osobistą odpowiedzialność za masakrę ponosi właśnie Ariel Szaron. W efekcie stracił piastowane wówczas stanowisko ministra obrony.
Sluizer, twórca m.in. słynnego filmu „Zniknięcie” (1993) z Jeffem Bridgesem i Kieferem Sutherlandem, znany jest z niechęci do Izraela. Nakręcił kilka filmów dokumentalnych na temat konfliktu na Bliskim Wschodzie, w których zawsze zajmował propalestyńskie stanowisko. W najnowszym z nich, który został właśnie pokazany na festiwalu w Amsterdamie, Sluizer mówi, że żałuje, iż Szaron nie zginął w Auschwitz.