Zapewniali przy tym, że dotyczy to także niedawnej uchwały Bundestagu wzywającej niemieckie władze do zbadania możliwości ustanowienia 5 sierpnia dniem pamięci milionów Niemców wysiedlonych po II wojnie z Polski i innych krajów. Wynika z tego, że rząd rozpatrzy wniosek Bundestagu, lecz nie zamierza zmieniać swego stanowiska.
– Wychodzimy z założenia, że tak się właśnie stanie – twierdzą polscy dyplomaci w Berlinie.W przyjętej w miniony czwartek z inicjatywy posłów koalicji rządowej CDU/CSU oraz FDP uchwale była mowa o ustanowieniu narodowego dnia pamięci wypędzonych w rocznicę uchwalenia Karty niemieckich wypędzonych ze stron ojczystych przyjętej w 1950 roku w Stuttgarcie. Uchwała spotkała się z oporem opozycji i wywołała wielkie poruszenie w międzynarodowym środowisku historyków.
– To fałszywy sygnał z punktu widzenia historii i polityki – podkreśliło kilkudziesięciu naukowców z Niemiec, Polski, Czech, USA i Izraela w apelu skierowanym do niemieckiego rządu. Sześciu z podpisanych pod listem historyków zasiada w radzie naukowej fundacji powołanej do utworzenia w Berlinie kontrowersyjnego muzeum wypędzeń.
– Karta wypędzonych nie nadaje się do roli dokumentu mogącego kształtować pamięć historyczną – twierdzi prof. Hans Henning Hahn, jeden z inicjatorów apelu. Nie on jeden udowadnia od lat, że Karta jest deklaracją fałszującą historię, bo nie ma w niej słowa o wydarzeniach, które doprowadziły do przymusowych przesiedleń Niemców. Zamiast tego znajdują się zapewnienia, że wypędzeni rezygnują z „zemsty i odwetu”. – Kto im dał prawo do takich emocji? – pyta prof. Hahn, przypominając o milionach pomordowanych Żydów, Polaków, Cyganów oraz przedstawicieli wielu innych narodów.
Co więcej, niemieccy wypędzeni określili się jako grupa „najbardziej dotknięta cierpieniem tamtych czasów”. W Karcie nie ma także ani słowa o pojednaniu. Jest natomiast mowa o „prawie do ojczyzny”, interpretowanym przez dziesięciolecia nie tylko jako prawo powrotu na dawne ziemie, ale także jako deklaracja, że powojenne Niemcy istnieją prawnie w granicach z 1937 roku. Jak to się więc stało, że parlamentarna koalicja rządowa zdecydowała się na gloryfikację takiego dokumentu? – Mamy do czynienia z mitologizacją Karty. Mało kto zadaje sobie trud zapoznania się z jej treścią – twierdzi prof. Robert Traba, szef Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie. Przypomina, że o Karcie pozytywnie wypowiadali się m.in. kanclerz Angela Merkel, były prezydent Johannes Rau oraz poprzedni kanclerz Gerhard Schröder.