– Prześladowanie w szkołach to nie jest problem, który każdego dnia trafia na czołówki gazet, ale każdego dnia wpływa on na życie ludzi w kraju – powiedział prezydent Barack Obama, zauważając, że coraz więcej młodych osób chce walczyć z prześladowaniem uczniów przez kolegów. Jak przyznał, sam w dzieciństwie też nie miał łatwo. – Duże uszy i moje imię sprawiły, że ja też nie byłem odporny [na ataki – red.] – wspominał amerykański przywódca. – Mnie również się dostało – dodał prezydent podczas spotkania w Białym Domu z grupą 150 uczniów, rodziców, nauczycieli i adwokatów walczących z falą w szkołach. Według danych prezydenckiej administracji ofiarami prześladowania pada jedna trzecia – a więc 13 milionów – amerykańskich uczniów.
– Celem tej konferencji jest obalenie mitu, że prześladowanie w szkole to tylko nieszkodliwy rytuał inicjacji albo nieuchronny etap procesu dorastania. Tak nie jest. Takie prześladowania mogą mieć niszczycielski wpływ na młodych ludzi – podkreślał prezydent USA. Uczniowie, którzy padają ofiarami szkolnej fali, łatwiej sięgają bowiem po narkotyki. Często mają też problemy emocjonalne.
Podczas spotkania z pierwszą parą uczestnicy konferencji opowiadali tragiczne historie młodych ludzi, którzy woleli popełnić samobójstwo, niż dalej być narażonymi na ataki ze strony szkolnych kolegów. Wśród prezydenckich gości byli m.in. rodzice nastolatków, którzy z powodu prześladowania w szkole odebrali sobie życie.
– Szkoła powinna uczyć nie tylko czytania, pisania i arytmetyki, ale również szacunku – podkreślał ojciec Ty'a Fielda, 11-latka, który w zeszłym roku popełnił samobójstwo po tym, jak najpierw padł ofiarą szkolnej fali, a gdy próbował się postawić, został zawieszony w prawach ucznia. Michelle Obama przypomniała kilka podobnych spraw, które ostatnio wstrząsnęły amerykańską opinią publiczną.