"Rz": Współtworzył pan raport o dramatycznych wydarzeniach wokół powyborczej, opozycyjnej demonstracji z 19 grudnia 2010 roku w Mińsku. Jak powstał ten dokument?
Neil Jarman:
Zostałem zaproszony przez Międzynarodowy Komitet Kontroli, sieć organizacji praw człowieka z Rosji, Białorusi i Ukrainy, jako specjalista ds. demonstracji ulicznych i zamieszek. Na razie mamy raport wstępny, oparty na informacjach z mediów oraz nagraniach wideo. Brakuje nam jeszcze relacji uczestników i obserwatorów.
I jakie są wnioski? Czy bardzo ostra akcja milicji wobec demonstrantów była uzasadniona?
Przebieg demonstracji można podzielić na dwie części. Pierwsza, od godziny 19 do 22, przebiegała całkowicie pokojowo, władze najwyraźniej ją tolerowały, obecność sił porządkowych była bardzo skromna, widać było jedynie milicję drogową. Sytuacja się zmieniła, gdy niewielka grupa ludzi zaatakowała siedzibę rządu. Ten atak trwał dość długo, do 30 minut. Dopiero potem zareagowała milicja, używając siły. I znów nastał okres spokoju, a potem ponownie zaatakowała milicja, i to w sposób bardzo agresywny.