Wojska Północy przypuściły atak na region do tej pory wspólnie zarządzany przez władze Sudanu Północnego i Sudanu Południowego, drogą lądową oraz z powietrza. – Główne miasto regionu, Abyei, przez dwa dni było pod ciągłym ostrzałem – potwierdził rzecznik południowosudańskiego wojska płk Philip Aguer.
Według niego lotnictwo Północy bombardowało także wioski Todach i Tagalei. Co najmniej 42 osoby zostały ranne, a ponad 20 tys. uciekło ze strefy walk. Rząd Południa nazwał zajęcie Abyei „nielegalną okupacją, która może ponownie wzniecić wojnę domową". Wojnę zażegnaną w 2005 roku, po 22 latach walk, które pochłonęły ponad 2 miliony ofiar.
– To inwazja łamiąca umowy pokojowe – grzmiał minister informacji Południa Barnaba Marial Benjamin. Także Zachód ostro skrytykował akcję militarną Północy. Do Chartumu przybyła delegacja ONZ, by rozpocząć negocjacje w sprawie spornego regionu. Władze Północy twierdzą, że w Abyei wciąż działa partyzancka Armia Wyzwolenia Południowego Sudanu, co jest „nie do przyjęcia".
W styczniu 2011 r. na południu Sudanu odbyło się referendum niepodległościowe. 99 proc. mieszkańców opowiedziało się za oderwaniem od Północy. Formalnie niepodległość Sudanu Południowego ma zostać ogłoszona w lipcu. W kwietniu Północ zapowiedziała, że nie uzna Południa jako niepodległego państwa, jeśli tamtejsze władze będą rościły sobie prawo do Abyei. Na mocy ustaleń pokojowych z 2005 r. regionowi zagwarantowano osobne referendum. Nie odbyło się ono jednak z powodu sporu o to, kto jest uprawniony do głosowania.