Informacja o możliwym bojkocie szczytu przywódców Europy Środkowo-Wschodniej w Warszawie (będzie na nim Barack Obama) obiegła w poniedziałek wszystkie media w Polsce. Wczoraj potwierdziła go tylko kancelaria prezydenta Serbii. – Prezydent Boris Tadić nie przyjedzie do Polski na szczyt europejskich przywódców, gdyż w spotkaniu tym weźmie udział prezydent Kosowa Atifete Jahjaga – usłyszeliśmy w biurze prasowym Tadicia.
Z tego samego powodu szczyt, który odbędzie się 27 – 28 maja w Warszawie, miały też zbojkotować Rumunia i Słowacja. Prezydent Słowacji zastanawiał się przez cały dzień. Późnym popołudniem decyzja Ivana Gašparovicia dotarła do Warszawy. – Pan prezydent będzie uczestniczył w szczycie, ale nasze stanowisko jest niezmienne – nie uznajemy niepodległości Kosowa. Dlatego postawiliśmy warunki stronie polskiej. Otrzymaliśmy odpowiedź, że Polska je akceptuje – mówi „Rz" rzecznik słowackiego prezydenta Marek Trubač. Pierwszy z nich – by podczas szczytu nie była eksponowana flaga i inne emblematy Kosowa. Drugi – żadnej wspólnej deklaracji końcowej z podpisem prezydenta Kosowa.
Prezydent Serbii nie może przyjechać do Polski: złamałby konstytucję
Słowaków nie dziwi wahanie Ivana Gašparovicia. – On należy do obozu nacjonalistów, który straszy mniejszością węgierską, twierdząc, że skoro Kosowo jest akceptowane przez Europę, to tylko kwestią czasu jest, by Węgrzy zdobyli autonomię na Słowacji – mówi „Rz" Matuš Kostolny, redaktor naczelny dziennika „SME". Podkreśla, że Gašparović znalazł się w bardzo trudnej sytuacji, gdyż jednocześnie jest proamerykański i bardzo chciał się spotkać z Barackiem Obamą. Gdy zamykaliśmy to wydanie „Rz", decyzji nie podjęła jeszcze Rumunia. – Nie zdziwiłbym się, gdyby prezydent Basescu nie pojechał do Warszawy. Rumunia jest tradycyjnym sojusznikiem Serbii. Poza tym też mamy problem z Węgrami, którzy – tak jak Kosowo – mogą chcieć autonomii – mówi rumuński komentator Cristian Parvulescu.
Dla Serbii bojkot jest oczywisty. – Prezydent Tadić nie może pojechać do Polski, gdyż złamałby konstytucję, która stwierdza jasno: Kosowo jest integralną częścią Serbii. A protokół dyplomatyczny mówi, że w takiej sytuacji w jednym spotkaniu nie mogą uczestniczyć dwie reprezentacje – mówi „Rz" Aleksandar Fatić z Instytutu Polityki Międzynarodowej i Gospodarki w Belgradzie.