W najbliższych dniach mają przesłuchać go oficerowie Mossadu, którzy chcą wiedzieć wszystko o jego pobycie u palestyńskich radykałów. W izraelskiej prasie pojawiło się już jednak sporo szczegółów dotyczących jego niewoli.
Jak ujawnił ojciec żołnierza, przez cały okres pobytu w Strefie Gazy był pozbawiony światła słonecznego. – Trzymali go w czymś w rodzaju schronu czy piwnicy – powiedział Noam Szalit cytowany przez dziennik „Jedijot Achronot". Na początku żołnierz cierpiał z powodu rany odniesionej podczas uprowadzenia. Do dziś lekko kuleje.
Nie traktowano go wówczas zbyt dobrze. Z czasem jednak relacje z pilnującymi go Palestyńczykami ułożyły się w miarę poprawnie. Mieszkał z nimi w jednym budynku, ale kontakt był utrudniony, bo nie mówili po hebrajsku. Jak wynika z fragmentów zeznań samego Szalita, które zostały opublikowane przez „Jerusalem Post", początkowo był przetrzymywany w spartańskich warunkach, które jednak po pewnym czasie się polepszyły.
Mógł słuchać radia i oglądać telewizję, głównie po arabsku. Chociaż Szalit do domu wrócił niezwykle wychudzony, lekarze wojskowi, którzy poddali go kompleksowym badaniom, zapewniają, że nie był głodzony. Karmiono go przyzwoicie. Wychudzenie jest raczej wynikiem stresu. Lekarze przyznają, że żołnierz znajduje się w znacznie lepszej kondycji, niż się spodziewali.
Kolejne szczegóły jego pobytu w niewoli skłaniają jednak do postawienia pytania, dlaczego izraelskie służby przez pięć lat nie były go w stanie namierzyć i odbić. Są w końcu nie tylko uważane za jedne z najlepszych na świecie, ale znakomicie zinfiltrowały terytorium Strefy Gazy. Czy żaden z agentów i żadna z kamer nie odnotowały podejrzanej aktywności wokół miejsca jego przetrzymywania?