Lepiej od Polski mają sobie poradzić jedynie kraje bałtyckie. W objętych programami ratunkowymi Portugalii i Grecji produkt krajowy brutto ulegnie zmniejszeniu, co jest efektem drastycznych oszczędności potrzebnych do równoważenia budżetu.
Gorsza będzie też sytuacja finansów publicznych. Deficyt polskiego sektora finansów publicznych ma w 2012 r. wynieść 4 proc. PKB, znacznie powyżej dopuszczalnego w UE maksimum 3 proc. PKB. Polska od kilku lat objęta jest unijną procedurą nadmiernego deficytu i właśnie 2012 r. został wyznaczony jako ostateczny termin uporządkowania budżetu. Jesteśmy w grupie pięciu państw, które wyraźnie nie przestrzegają ścieżki obniżania deficytu wyznaczonej przez UE (i zaakceptowanej przez zainteresowane kraje). Komisarz Rehn w ostatni czwartek wysłał listy do ministrów finansów Polski, Czech, Węgier, Cypru i Malty z prośbą o przedstawienie planu nowych oszczędności. – Oczekuję odpowiedzi do połowy grudnia. Wtedy zdecydujemy o kolejnych krokach w procedurze czy ewentualnych sankcjach już w ramach nowych przepisów o zarządzaniu gospodarczym – powiedział Rehn.
W przypadku Polski brak dostosowania do wyznaczonej przez Brukselę ścieżki będzie skutkował krytyką, która może się przełożyć na gorsze oceny ze strony inwestorów. Nie grożą nam kary finansowe, bo nie jesteśmy w strefie euro.
Teoretycznie jednak KE może nam odebrać część pieniędzy z unijnego Funduszu Spójności (są przeznaczane na wielkie inwestycje infrastrukturalne, np. drogi, koleje, lotniska, porty morskie. W latach 2007 – 2013 Polsce przyznano na ten cel 25 mld euro). Ale w praktyce, jak twierdzą nieoficjalnie przedstawiciele KE, za rok opóźnienia taka kara raczej nie zostanie nam wyznaczona. Bruksela przekonuje jednak, że w przypadku Polski jest ciągle możliwe obniżenie deficytu bez szkody dla popytu wewnętrznego i wzrostu gospodarczego. – Zalecamy ograniczanie tych wydatków budżetowych, które nie mają charakteru prowzrostowego – wyjaśniali eksperci KE.
Prognozy Komisji sporządzono 25 października. Nie uwzględniają zatem zaakceptowanych kilka dni później oszczędności ze strony dwóch wielkich unijnych gospodarek: francuskiej i włoskiej. Takie zaciskanie pasa dodatkowo zaważy na prognozie wzrostu dla obu tych krajów i całej Unii.
Jak podkreślają autorzy raportu KE, problemem jest nie brak pieniędzy, ale niechęć do ich wydawania. Przedsiębiorcy nie inwestują, bo boją się, że nowych produktów czy usług nikt nie kupi. Konsumenci nie dokonują większych zakupów, bo trzymają oszczędności na gorsze czasy. A banki ograniczają działalność kredytową, bo boją się niewypłacalności dłużników.