Skolko naroda - Demonstracja w Moskwie

Około 5 tysięcy ludzi mimo zimna, siąpiącego deszczu i przykrego wiatru demonstrowało w poniedziałek wieczorem w Moskwie przeciw wyborczym fałszerstwom.

Aktualizacja: 06.12.2011 00:49 Publikacja: 06.12.2011 00:43

Skolko naroda - Demonstracja w Moskwie

Foto: AFP

- Skol'ko naroda...! – te słowa w różnych wariantach słyszałem wielokrotnie, przeciskając się przez tłum na Czystoprudnym Bulwarze. Mieszkańcy pogrążonej aż do wczoraj w politycznej apatii Moskwy odwykli od większych politycznych zgromadzeń. Dotąd, gdy demokratycznej opozycji udało się zgromadzić w jednym miejscu kilkaset osób, miała poczucie sukcesu...

Dookoła niemal wyłącznie ludzie młodzi i bardzo młodzi, zdecydowana większość w wieku studenckim. Sympatyczne, inteligenckie twarze i atmosfera radości. Mimo że chodzi przecież o sfałszowane wybory.

– Rassija bez Putina! – ten okrzyk elektryzuje tłum.

– Pamiętam, za komunizmu reżim był taki potężny. I co? Daliśmy radę. Teraz też damy – mówi siwobrody pan w średnim wieku do rówieśnicy w okularach. Palą papierosy, potem rzucają je w błoto. Po błocie na butach będę za dwie godziny rozpoznawał na ulicach Moskwy uczestników demonstracji.

Wiec odbywa się na długim skwerze położonym między dwoma ciągami jezdnymi Czystoprudnego Bulwaru. Był zgłoszony jako 500-osobowy. Gdy przerósł tę liczbę, policja przestała wpuszczać na skwer wciąż walących tam tłumów. Potem machnęła ręką.

- Pu-tin won! Pu-tin won! – niesie się wzdłuż skweru.

Przemawiają liderzy niesystemowej demokratycznej opozycji. Wśród znanych od lat, skłóconych z sobą przywódców nowe twarze – charyzmatyczny bloger i działacz antykorupcyjny Aleksiej Nawalny, autor używanego już powszechnie określenia rządzącej Jednej Rosji: „partia worow i żulikow" (partia złodziei i łapserdaków), i Jewgienija Czirikowa, przywódczyni obrońców wycinanego wbrew prawu lasu chimkowskiego.

Koniec legalnego wiecu. I nagle ktoś z organizatorów ogłasza: – Proponuję, żeby teraz zwinąć transparenty i flagi i przejść spokojnie chodnikami do stacji metra Łubianka.

Łubianka to legendarna, złowroga siedziba policji politycznej, ale teraz nie o nią chodzi. W pobliżu Łubianki znajduje się Centralna Komisja Wyborcza, która „przyklepuje" wyborcze fałszerstwa, przedtem uniemożliwiała opozycji emisję wyborczych klipów, i jest powszechnie uważana za zbrojne ramię rządu.

Tłum reaguje entuzjastycznie i przemieszcza się w stronę wiodącej do Łubianki ulicy Miasnickiej. Po chwili staje i zaczyna się cofać. OMON nie zamierza pozwolić na przemarsz. Kordon funkcjonariuszy w hełmach spycha demonstrantów.

Według relacji Interfaksu dochodzi do pierwszych pobić. Ja tego nie widziałem. Słyszałem jednak, jak młodzi ludzie skandują pod adresem policji:

– Stydno byt' mentom! (wstyd być policjantem).

Przedtem podobno, gdy wzywano funkcjonariuszy do przejścia na stronę demokracji, jeden z nich odpowiedział:

– A czemu mam być niezadowolony? Mam wszystko, teraz mnie kształci państwo, a potem pójdę pracować jako ochroniarz...

Napierające szpalery spychają nas do metra. Pada hasło: jedziemy metrem na Łubiankę! W podziemnym korytarzu łączącym stacje Czystyje Prudy i Turgieniewską nagle rozlega się skandowanie: Rassija bez Putina! Samotny policjant wyciąga walkie-talkie i coś do niej nerwowo mówi.

Wychodzę z metra pod Łubianką. Dawną siedzibę KGB otacza kordon milicji przygotowany do bronienia jej przed szturmującymi demonstrantami! Coś takiego ten gmach widział po raz ostatni chyba w czasie puczu Janajewa w 1991 roku...

Ale gmach jest niezagrożony. Po pierwsze, teraz demonstrantów jest znacznie mniej niż na Czystoprudnym. Są to 50-, 100-osobowe grupki bezładnie krążące po całym obszarze, pozbawione kierownictwa i wprawdzie w świetnym humorze, ale wyraźnie nie bardzo wiedzące, co robić. Po drugie, ich celem nie jest gmach Federalnej Służby Bezpieczeństwa, tylko Centralna Komisja Wyborcza. Ale prawie nikt nie wie, gdzie to jest...

Po placu Łubianka i przylegających ulicach przejeżdżają kolumny policyjnych samochodów i kłusem przebiegają pododdziały OMON zbrojne w wielkie metalowe tarcze. Koncentracja sił porządkowych na wielką skalę. U wylotu Miasnickiej podwójny kordon, w pierwszej linii funkcjonariusze w czapkach, w drugiej – w hełmach, w trzeciej – policjanci z psami. Te psy to najwyraźniej ostatnia linia obrony. Czy też coś na wzór stalinowskich oddziałów zaporowych mających nie dopuścić do ucieczki żołnierzy, gdyby wróg przerwał front.

Za kordonem około 100 młodych ludzi. To jedna z grup, którym udało się dotrzeć tu z Czystych Prudów nie metrem, tylko normalnie – idąc ulicą. Potem dowiem się, że w trakcie próby przemarszu zatrzymano m.in. Aleksieja Nawalnego, który godzinę później na jednej z komend milicji zrobi to zdjęcie grupie, z którą razem był zatrzymany.

Obok mnie kilku chłopaków dyskutuje, co najpierw zdobywać – Kreml czy siedzibę parlamentu.

– Kreml to potężne ściany i bramy. A Duma – dieło sowsiem drugoje (zupełnie inna sprawa). Wystarczy przepchnąć paru ochroniarzy przy wejściu i priwiet! – konkludują.

To oczywiście żarty, ale wcześniej na Czystych Prudach skandowano: „Pora brać władzę!".

100 metrów dalej pod kordonem „broniącym" gmachu FSB przed ewentualnym szturmem pani w średnim wieku namawia studentów, by w czasie marcowych wyborów prezydenckich zostali społecznymi obserwatorami, tak jak ona teraz w wyborach parlamentarnych.

–W naszej komisji pilnowaliśmy wszystkiego i Jedna Rosja dostała u nas tylko 10 procent głosów – mówi. Młodzi ludzie słuchają jej, zapisują numer jej telefonu. Społeczny obserwator wyborczy stał się od niedzieli w Rosji czymś w rodzaju bohatera zbiorowej wyobraźni.

Na drugą stronę placu już nie można przejść, policja nie przepuszcza ani górą, ani przejściem podziemnym. W korytarzu na dole jakaś niska pani w średnim wieku próbuje dyskutować z funkcjonariuszami.

– Nam dalsze nie lzia tak żyt' (nie możemy dłużej tak żyć) – mówi.

Wracam na Miasnicką. Na wysokim parapecie stoi młodziutkie dziewczę. Na szyi ma wywieszoną planszę z napisem: „Ja mudak i czlen partii Jedina Rassija" (jestem dupkiem i członkiem Jednej Rosji).

Z drugiej strony, tam gdzie stoi grupa, która wyszła ze stacji metra, odzywają się warkot bębna i śmiechy. Po chwili pojawia się zagubiony trolejbus. Jak to trolejbus, zawrócić nie może. Tłum się śmieje.

– Wsiadamy i jedziemy na Kreml!

Motorniczy rzeczywiście otwiera drzwi, ludzie ładują się do środka. Po chwili podchodzi dwóch policjantów. Ludzie opuszczają wóz, który kordon OMON przepuszcza w stronę placu wraz z kolumną policyjnych samochodów. A wraz z nimi – kilka cywilnych limuzyn.

Wysocy rangą urzędnicy, którzy na skutek zamieszek nie mogli się wydostać z pracy, a teraz konwojuje ich milicja? Tak najwyraźniej sądzą ludzie.

– Wziatocznicy! (łapówkarze) – krzyczą w stronę samochodów.

Zamieszanie. Po drugiej stronie kordonu, w środku tłumu policjant łapie nagle rudą dziewczynę. Dlaczego akurat ją – nie wiem, ale jest strasznie zawzięty. Dziewczyna broni się, a on ją wlecze na drugą stronę kordonu, i dalej. Przez długich kilkanaście sekund i 40 metrów są sami wśród grupy demonstrantów. Ale jakoś nikt nie rusza, żeby ją odbić. Demonstruje młodzież, po której widać, słychać i czuć, że dotąd nie miała styczności z przemocą.

– Diewuszka, my s toboj! – krzyczą tylko. I pod adresem omonowców: – Pozor! (hańba).

Dwoje czy troje chłopaków i dziewcząt biegnie jednak, otacza milicjanta i jego ofiarę i towarzyszy im przez kilkanaście metrów. Nie próbują odbić rudej. Fotografują scenę...

Mam wrażenie, że jestem nie w rzeczywistości realnej, tylko jakiejś facebookowej.

Tym bardziej że co najmniej kilka osób dookoła naprawdę w czasie rzeczywistym korzysta z portali społecznościowych. Nie tylko na iPadach i komórkach. Również na notebookach. „Czy oni nie pomyśleli, że jak będzie trzeba uciekać, to taki sprzęt będzie przeszkadzał?" – myślę sobie. A po chwili już wiem, że moja irytacja jest głupia. Nie pomyśleli, bo po prostu nigdy w życiu nie uciekali przed milicją...

Robi się coraz gęściej od policji. Grupa funkcjonariuszy rzuca się w stronę skandującej demokratyczne hasła grupki, w której stoję. Wycofujemy się pośpiesznie.

Spychają nas do metra.

Potem dowiem się, że tego wieczoru na ulicach Moskwy zatrzymano ponad 300 osób. A szara eminencja Kremla Władysław Surkow powiedział, że pogłoski o wyborczych fałszerstwach są strasznie przesadzone...

Piotr Skwieciński z Moskwy

- Skol'ko naroda...! – te słowa w różnych wariantach słyszałem wielokrotnie, przeciskając się przez tłum na Czystoprudnym Bulwarze. Mieszkańcy pogrążonej aż do wczoraj w politycznej apatii Moskwy odwykli od większych politycznych zgromadzeń. Dotąd, gdy demokratycznej opozycji udało się zgromadzić w jednym miejscu kilkaset osób, miała poczucie sukcesu...

Dookoła niemal wyłącznie ludzie młodzi i bardzo młodzi, zdecydowana większość w wieku studenckim. Sympatyczne, inteligenckie twarze i atmosfera radości. Mimo że chodzi przecież o sfałszowane wybory.

Pozostało 93% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019