Dania zorganizuje mniej spotkań politycznych i eksperckich. Za oficjalne rady ministrów w Brukseli czy Luksemburgu płaci Rada UE, czyli – poprzez wspólny budżet – wszystkie państwa członkowskie. Ale już spotkania nieformalne są organizowane w krajach prezydencji. To one decydują o liczbie oraz terminie spotkań i płacą za wszystko.
Polska zorganizowała 20 nieformalnych rad ministrów. Dania planuje osiem. W polskich miastach odbyło się ponad 300 spotkań eksperckich, Dania planuje 125. Polska woziła delegatów do pięciu miast: Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Sopotu i Poznania, traktując prezydencję jako okazję do promowania naszego kraju. Dania wszystkie spotkania organizuje w dwóch miejscach: Kopenhadze i Horsens.
– Robimy prezydencję niskokosztową, bo w tych trudnych czasach powinno się oszczędzać. Ale uważamy też, że można sprawnie działać za mniejsze pieniądze – mówi „Rz" Lars Peter Levy, szef zespołu prasowego duńskiej prezydencji.
Nasz rozmówca przyznaje, że kierując UE po raz siódmy, Dania nie wykorzystuje tej okazji do promocji. – Mamy kampanię reklamową Danii niezależnie od prezydencji – wyjaśnia rzecznik. W ramach prezydencji jest natomiast organizowana, podobnie jak w przypadku Polski, prezentacja osiągnięć kulturalnych.
Jeden z dyplomatów unijnych przekonuje jednak, że duńskie koszty są nienaturalnie niskie. – Kwota 70 – 80 mln euro brzmi wiarygodnie, ale 35 mln jest niemożliwa do osiągnięcia. Muszą być jakieś różnice w kalkulacjach – mówi.
– Koszty zależą od modelu prezydencji – wyjaśnia „Rz" Konrad Niklewicz, rzecznik polskiej prezydencji. Przypomina, że samo przygotowanie centrum prasowego na szczyt Partnerstwa Wschodniego pochłonęło 2 miliony złotych.