Kuba: reformy ugrzęzły w betonie

Raul Castro musi zmienić mentalność towarzyszy i zyskać zaufanie obywateli, by zreformować gospodarkę

Aktualizacja: 14.01.2012 00:13 Publikacja: 13.01.2012 19:58

Prywatny sklepik z warzywami w Hawanie

Prywatny sklepik z warzywami w Hawanie

Foto: AP

– Napotykamy wielkie trudności – przyznał w czwartek kubański lider. Dodał też, że socjalizm należy „aktualizować" cierpliwie, bez pośpiechu, „by nie popełniać kolejnych błędów". Przestrzegł przed wiązaniem nadmiernych nadziei z zapowiedzianą na 28 stycznia ogólnokrajową konferencją Komunistycznej Partii Kuby, którą zwołał, bo – jak powiedział – bez zmiany mentalności partyjnych towarzyszy trudno zreformować sowiecki model gospodarczy, który zaprowadził Kubę na skraj przepaści.

– Dokonując zmian gospodarczych, reżim próbuje przetrwać i trochę uspokoić społeczeństwo. Kuba nie podąża za przykładem Chin ani Wietnamu. Reformy są bardzo ograniczone. Z jednej strony powodują poczucie jeszcze większej niepewności, z drugiej – żądania większych zmian – powiedział Jaime Suchlicki, dyrektor Instytutu Studiów Kubańskich i Kubańsko-Amerykańskich na Uniwersytecie w Miami, poproszony przez „Rz" o komentarz.

Oferta dla rolników

Pod koniec roku rolnicy dostali od rządu prezent. Pozwolono im na bezpośrednią sprzedaż płodów rolnych hotelom. Wcześniej zbywali guajawy, ananasy, pomidory, kapustę, sałatę za pośrednictwem państwowej agencji Acopio, a nadwyżki oferowali na targowiskach. Agencja daje jednak niskie ceny, często zalega z wypłatami, warzywa i owoce nierzadko zgniją, nim dotrą do konsumenta.

Teraz do zawierania umów z prywaciarzami został upoważniony potężny państwowy sektor turystyczny, jedno z głównych źródeł dewiz na Kubie. Rolnicy negocjują ceny, hotele mają świeższe dostawy. Jak informuje gazeta „Juventud Rebelde", wszyscy są zadowoleni, choć nowy system dopiero raczkuje. Do 23 grudnia zawarto 71 umów, m.in. w nadmorskim kurorcie Varadero.

Zarobione pieniądze rolnicy mogą lokować na prywatnych kontach bankowych. To też nowość. Podobnie jak możliwość zaciągania pożyczek. O ile jednak te ostatnie cieszą się zainteresowaniem, o tyle brak chętnych do powierzania pieniędzy państwu. Co przeszkodzi reżimowi w konfiskacie oszczędności, jeśli państwowa kasa zaświeci pustkami? Takie rozumowanie nie jest bezpodstawne, bo na Kubie bywały już odwilże, także gospodarcze, po których przychodziły ciężkie mrozy, a ekipa rządząca niewiele się zmieniła od pół wieku, choć Raul Castro, sam 80-letni, próbuje wypychać towarzyszy broni z lat 50. zeszłego wieku na emeryturę.

Kompletny brak zaufania obywateli do władz to jedna z przyczyn mizernych efektów ponad 300 reform przyklepniętych w kwietniu przez zjazd KPK. W latach 60. XX. wieku ci sami bracia Castro nacjonalizowali przecież wszystko, co wpadło im w ręce, łącznie z własnym majątkiem. Czy można się dziwić niedowierzaniu, z jakim Kubańczycy przyjmują dziś ich zachęty do gromadzenia i pomnażania bogactw? Po co w pocie czoła zamieniać wydzierżawione od państwa nieużytki w sad, plantację czy grunty orne albo – idąc za radą rządu – budować na nich dom, skoro wystarczy jedno rozporządzenie, by cały wysiłek poszedł na marne.

Z oferty dzierżawy skorzystało 170 tys. rolników, ale na 2 mln akrów gruntów wciąż brak chętnych. Mówi się, że najlepsze ziemie dostali ludzie mający znajomości w lokalnych władzach. Im też łatwiej kupić nawozy, nasiona, wypożyczyć ciągnik. Pozostali muszą to wszystko zdobywać, nierzadko za łapówkę.

Na własny rachunek

Podobne problemy mają Kubańczycy, którzy postanowili zacząć pracować na własny rachunek. Pod koniec zeszłego roku własne firmy miało 357 tys. z około 11,5 mln mieszkańców wyspy. Szewcy, murarze, fryzjerzy, sprzedawcy uliczni, klowni – rząd sporządził listę 178 zawodów, w których można prowadzić prywatną działalność gospodarczą. Początkowo wyłącznie rodzinną, ale w zeszłym roku reżim pozwolił właścicielom zatrudniać pracowników. Niektóre sklepiki i jadłodajnie przeniosły się nawet do lokali wynajętych od państwa, a w książce telefonicznej pojawiły się nieśmiałe reklamy prywatnych usług.

Posypały się prośby o koncesje, ale wkrótce zaczęto je zwracać. W Hawanie co piątą według oficjalnych danych. Powód? Brak zysków, brak materiałów (np. budowlanych), ale także strach przed podatkami, które próbował wprowadzić rząd, zanim zorientował się, że niszczy w zarodku prywatną inicjatywę.

Według opozycjonisty Héctora Masedy Gutiérreza, skazanego podczas serii procesów kubańskiej czarnej wiosny 2003 roku na 20 lat więzienia, ale wypuszczonego na wolność w lutym zeszłego roku w ramach porozumienia wynegocjowanego przez Kościół katolicki i Hiszpanię, rozwój cuentapropismo (pracy na własny rachunek) hamują przeszkody natury politycznej.

– Nie da się przeprowadzić na Kubie reform gospodarczych bez głębokich zmian politycznych i społecznych – mówi Maseda. Zwraca uwagę, że głównym źródłem finansowania prywatnych interesów są pieniądze przysyłane przez krewnych z zagranicy. Wiele osób utrzymuje się z nich, stanowią znaczące wsparcie dla budżetu Kuby, ale nie wystarczą, by sfinansować rozwój sektora prywatnego. Ci, którzy nawet zdecydują się na otwarcie własnej firmy, nie mierzą wysoko. Zadowalają się niewielkimi dochodami. Jeśli Raul Castro naprawdę chce rozwoju małej i średniej przedsiębiorczości, powinien zapewnić lepszy dostęp do kredytów, materiałów i narzędzi pracy. I przekonać Kubańczyków, że od reform nie ma odwrotu.

Dla kogo mieszkania

Z powodu braku zaufania do reżimu również jego inne, wydawałoby się doniosłe decyzje nie zmieniły zasadniczo jakości życia na wyspie. Zezwolenie na kupno-sprzedaż mieszkań było prawdziwie rewolucyjną zmianą, zważywszy, że Kubańczycy byli przykuci do mieszkań, którymi dysponowało państwo. Nawet w przypadku zamiany między sąsiadami trzeba było zabiegać o zgodę urzędników, przez co kwitło łapownictwo. W głowach obywateli natychmiast zapaliło się jednak światełko ostrzegawcze, gdy władze zastrzegły, że pieniądze za mieszkania muszą przejść przez bank. Tak jak na dzierżawie ziemi, na reformie gospodarki mieszkaniowej mogą więc skorzystać głównie nomenklatura i jej znajomi.

Jeśli chodzi o wolny obrót używanymi samochodami, niewiele osób jest w stanie udowodnić, że weszły w posiadanie auta zgodnie z prawem. Kupowało się zwykle „na gębę". Sprzedający brał pieniądze, oddawał kluczyki, ale w papierach wciąż figuruje jako właściciel. I trudno to odkręcić, tym bardziej gdy auto przechodziło wielokrotnie z rąk do rąk.

Apelom o udział w „aktualizowaniu socjalizmu" towarzyszy stałe nękanie opozycji. Reżim zmienił strategię. Nie organizuje już spektakularnych procesów w stylu stalinowskim wywołujących gwałtowne reakcje w świecie. Przerzucił się na zatrzymania. W grudniu zeszłego roku padł rekord: doszło do ponad 800 bezzasadnych aresztowań. To najwięcej od 30 lat.

Dysydenci już się jednak nie boją reżimu. Zdarza się też, że uliczni gapie stają w obronie pokojowych demonstrantów szarpanych przez agentów bezpieki. Ciężko pobity dysydent zwołał konferencję prasową, by pokazać, jak urządzili go zwolennicy reżimu, i zapowiedział złożenie skargi. Zrobiony komórką filmik z całego zajścia trafił do Internetu. Choć Internet na Kubie wciąż jest luksusem, a reżim próbuje go cenzurować, wiadomości o nieopisywanych w oficjalnej prasie wydarzeniach wcześniej czy później dochodzą do opinii publicznej.

Dysydenci, jak nasz rozmówca Héctor Maseda Gutiérrez, mąż zmarłej w zeszłym roku założycielki organizacji Kobiety w Bieli Laury Pollan, nie zaprzestają działalności po wyjściu z więzienia. Maseda należał do małej grupki skazanych czarnej wiosny, którzy odmówili wyjazdu do Hiszpanii, dlatego siedział najdłużej. Teraz uczestniczy w nielegalnych konferencjach, na których dysydenci dyskutują także o tym, co zrobić, by reformy Raula Castro naprawdę poprawiły jakość życia na Kubie.

– Napotykamy wielkie trudności – przyznał w czwartek kubański lider. Dodał też, że socjalizm należy „aktualizować" cierpliwie, bez pośpiechu, „by nie popełniać kolejnych błędów". Przestrzegł przed wiązaniem nadmiernych nadziei z zapowiedzianą na 28 stycznia ogólnokrajową konferencją Komunistycznej Partii Kuby, którą zwołał, bo – jak powiedział – bez zmiany mentalności partyjnych towarzyszy trudno zreformować sowiecki model gospodarczy, który zaprowadził Kubę na skraj przepaści.

– Dokonując zmian gospodarczych, reżim próbuje przetrwać i trochę uspokoić społeczeństwo. Kuba nie podąża za przykładem Chin ani Wietnamu. Reformy są bardzo ograniczone. Z jednej strony powodują poczucie jeszcze większej niepewności, z drugiej – żądania większych zmian – powiedział Jaime Suchlicki, dyrektor Instytutu Studiów Kubańskich i Kubańsko-Amerykańskich na Uniwersytecie w Miami, poproszony przez „Rz" o komentarz.

Pozostało 89% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021