– Nie jesteśmy częścią żadnej politycznej osi. Jeżeli Izrael nas zaatakuje, będziemy się bronić. Jeżeli nie, to nie zamierzamy się angażować w żaden regionalny konflikt – powiedział jeden z przywódców Hamasu Mahmud Zahhar. Dodał, że możliwości grupy są obecnie bardzo skromne. – Borykamy się z izraelską okupacją i blokadą oraz skutkami dwóch wojen w ostatnich latach – podkreślił.
Inny pragnący zachować anonimowość czołowy działacz Hamasu dodał w rozmowie z BBC, że Iran nie może liczyć na wsparcie jego organizacji. – Jeżeli zaatakowalibyśmy Izrael, jego odpowiedź byłaby bardzo mocna. Zresztą nie przepadamy za Iranem ani za sposobem, w jaki miesza w świecie arabskim. Oni rzeczywiście byli dla nas swego czasu bardzo hojni, ale ideologicznie mamy ze sobą mało wspólnego – dodał.
Przez lata Hamas otrzymał od Teheranu dziesiątki milionów dolarów. Jest to jednak organizacja sunnicka, a Iran jest państwem szyickim i te różnice ostatnio mocno dały o sobie znać. Hamas zerwał z syryjskim dyktatorem Baszarem Asadem, podczas gdy Iran nadal udziela mu wsparcia. Według ekspertów palestyńska organizacja nie chce mieć już nic wspólnego z Teheranem ani Damaszkiem i szuka nowych protektorów w Egipcie, Turcji i Katarze.
To dobra wiadomość dla Izraela. Obawiał się on bowiem, że w razie wojny z Iranem zostanie równocześnie zaatakowany przez kontrolujący Strefę Gazy Hamas, działający na południu Libanu Hezbollah oraz Syrię.
Teraz jednak Hamas ogłosił neutralność, Syria zaś boryka się z wewnętrzną rebelią. Lista potencjalnych przeciwników robi się więc krótsza.