Pół wieku kartek na Kubie

Nawet Raúl Castro doszedł już do wniosku, że reglamentacja rujnuje państwo i odbiera ludziom chęć do pracy

Publikacja: 23.03.2012 01:06

Większość Kubańczyków nie wyobraża sobie życia bez kartek

Większość Kubańczyków nie wyobraża sobie życia bez kartek

Foto: PAP/EPA

Na Kubie wystarczyły trzy lata rewolucji, by ludziom zaczął zaglądać w oczy głód. Przyjęta w marcu 1962 roku ustawa „o lepszej dystrybucji zaopatrzenia" wprowadziła reglamentację towarów, która trwa do dziś. Ich lista zmieniała się w ciągu pół wieku w zależności od kondycji gospodarki, obfitości plonów i hojności bratniej pomocy.

– Już Friedrich Hayek udowodnił, że gospodarki centralnie planowane nie mogą być wydolne. Żeby trzeba było wprowadzać kartki, w gospodarce kapitalistycznej musi dojść do jakiegoś kataklizmu. W gospodarce centralnie planowanej jest to niemal nieuchronne – mówi Stewart Fleming, ekonomista z londyńskiego Instytutu Chatham House. – Kubańczykom nie udało się wyspecjalizować w żadnej branży gospodarki, nie wymyślili swojej Nokii jak Finowie albo Skype'a jak Szwedzi. Kubańska gospodarka nie ma się na czym oprzeć – dodaje.

Butelka rumu i trzy cygara

Reżim wydzielał nie tylko żywność, ale też tenisówki, skarpetki, majtki, spodnie, spódnice, ręczniki czy pościel. W latach 90., gdy porzucona przez dawnych sojuszników z bloku socjalistycznego wyspa dosłownie przymierała głodem, książeczka z kartkami zapewniała ryż, cukier, niewielkie ilości fasoli, kawy, ryb, jajek, oleju, mielonego mięsa, ziemniaki i banany, mydło do mycia i do prania oraz pastę do zębów. Raz na półtora miesiąca można było kupić cztery paczki papierosów i trzy cygara na osobę oraz butelkę rumu na rodzinę. Dzieci do lat siedmiu miały prawo do bułeczki i pół litra mleka dziennie.

Dziś kartki nie są już na wyspie jedynym źródłem zaopatrzenia, ale większość Kubańczyków nie wyobraża sobie bez nich życia. Możliwość zakupu kilku podstawowych produktów po śmiesznych cenach daje im poczucie bezpieczeństwa. Dla części Kubańczyków to tylko dodatek do skromnej pensji. Tych, których nie stać na zakupy na targowiskach czy w sklepach dewizowych, kartki po prostu ratują od głodu.

Uzależnieni od dotacji

Strach społeczeństwa przed utratą tej podstawy wyżywienia jest jednym z powodów, dla których Raúl Castro dotąd nie zniósł kartek, choć ma na to wielką ochotę. Odejście od reglamentacji było jednym z najbardziej kontrowersyjnych tematów na VI Zjeździe Komunistycznej Partii Kuby w kwietniu 2011 roku. Castro przyznał wtedy, że kartki, na których wychowały się dwa pokolenia Kubańczyków, nie tylko stały się nieznośnym ciężarem dla gospodarki, ale odbierają ludziom motywację do solidnej pracy, nie mówiąc o tym, że trafiają także do osób, którym całkiem dobrze się powodzi.

Kuba importuje 80 proc. potrzebnej jej żywności, co kosztuje ją ponad 1,5 mld dolarów rocznie. Do żywności na kartki dla 11, 2 mln obywateli państwo dopłaca ponad miliard dolarów rocznie. Dlatego co roku wykreśla z kartek kolejne pozycje. W roku 2009 ziemniaki, rok później papierosy. Nadal kupuje się na kartki m.in. ryż, fasolę, cukier, jaja, drób, oliwę i chleb. Rząd uspokaja, że uzależnienia od reglamentacji nie będzie leczył terapią wstrząsową: kartki znikną, gdy kraj będzie na to gotowy.

W Europie Zachodniej kartki pamięta już tylko starsze pokolenie. W większości państw naszego kontynentu system reglamentacji podstawowych towarów utrzymywał się przez kilka lat po II wojnie światowej. Na Zachodzie kartki już nie wróciły, w NRD pojawiły się w latach 60., a w Związku Radzieckim wracały regularnie w różnych miejscach, aż do końca lat 80.

Wspomnienie z PRL

W Polsce, choć zlikwidowano je trzy lata po wojnie, kartki szybko pojawiły się ponownie. W 1952 roku reglamentacja objęła cukier, mięso, mydło, proszek do prania i posiłki mięsne w restauracjach i barach. System dzielił użytkowników kartek na 21 kategorii. Ci z najwyższej mieli prawo do 6 kg mięsa miesięcznie, ci z najniższej – do 400 g. Kartki zniesiono po kilku miesiącach, ale problemu niezaspokojonego popytu nie zlikwidowano. Władze PRL próbowały go rozwiązać przez drastyczne podwyżki cen.

Polacy musieli przyzwyczaić się do kartek ćwierć wieku później. W 1976 roku wróciła reglamentacja cukru. Kilka lat później zapaść gospodarcza wymusiła reglamentowanie kolejnych towarów. W 1981 roku na kartki były już m.in. mięso, benzyna, czekolada, wódka, papierosy, łącznie więcej kategorii produktów niż w czasie II wojny światowej. Kartki próbowano wycofywać po zakończeniu stanu wojennego, ale nie pozwalała na to niewydolna gospodarka. Ograniczenia zaczęły znikać dopiero od 1986 roku, aż w w lipcu 1989 roku rząd Mieczysława Rakowskiego zniósł ostatnie obowiązujące kartki – na mięso.

Dziś prócz Kuby system kartkowy obowiązuje w Korei Północnej.

Na Kubie wystarczyły trzy lata rewolucji, by ludziom zaczął zaglądać w oczy głód. Przyjęta w marcu 1962 roku ustawa „o lepszej dystrybucji zaopatrzenia" wprowadziła reglamentację towarów, która trwa do dziś. Ich lista zmieniała się w ciągu pół wieku w zależności od kondycji gospodarki, obfitości plonów i hojności bratniej pomocy.

– Już Friedrich Hayek udowodnił, że gospodarki centralnie planowane nie mogą być wydolne. Żeby trzeba było wprowadzać kartki, w gospodarce kapitalistycznej musi dojść do jakiegoś kataklizmu. W gospodarce centralnie planowanej jest to niemal nieuchronne – mówi Stewart Fleming, ekonomista z londyńskiego Instytutu Chatham House. – Kubańczykom nie udało się wyspecjalizować w żadnej branży gospodarki, nie wymyślili swojej Nokii jak Finowie albo Skype'a jak Szwedzi. Kubańska gospodarka nie ma się na czym oprzeć – dodaje.

Pozostało 83% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 765
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762