Bliższa współpraca z Chinami to nie tylko szansa na zwiększenie polskiego eksportu. Pekin może skutecznie zakneblować Polskę, która po 1989 roku wyrobiła sobie markę zagorzałego obrońcy demokracji i nie stroniła od krytyki chińskich władz za represje opozycji i łamanie praw człowieka w Tybecie.
Premier Donald Tusk nie ukrywał, że wiąże ogromne nadzieje z rozpoczętą wczoraj wizytą premiera Chin Wen Jiabao. Polska chce uzyskać pozycję priorytetowego partnera Chin w Europie Środkowo-Wschodniej i zmniejszyć gigantyczny, 90-procentowy deficyt w handlu z Chinami.
– Strona chińska jest gotowa do zrównoważenia wymiany handlowej – cieszył się Donald Tusk po rozmowach z chińskim gościem.
Dla Chin oprócz korzyści gospodarczych równie ważna jest polityczna współpraca z Warszawą, która odgrywa coraz większą rolę w UE. M.in. dlatego Chiny przyznały w grudniu zeszłego roku status partnera strategicznego Polsce.
– Międzynarodowy układ sił ulega zmianom. Powinniśmy pogłębiać zaufanie polityczne między naszymi krajami – przekonywał wczoraj Wen Jiabao.
Do tej pory Pekin podpisał partnerstwo strategiczne zaledwie z kilkunastoma krajami. Oficjalnie umowy nie są uzależnione od żadnych warunków politycznych. Premier Donald Tusk sugerował, że tak jest i tym razem, a Polska nie rezygnuje z wartości dla korzyści gospodarczych. – Podkreślałem, że budowa nowoczesnego państwa jest związana z ochroną praw i wolności obywatelskich – mówił po rozmowach z premierem Chin.
– Jesteśmy gotowi współpracować z Polską w tej sprawie – odpowiedział mu Wen Jiabao.
Tak brzmi oficjalna wersja, ale jak taka współpraca może wyglądać w praktyce, przekonała się Norwegia po przyznaniu w 2010 roku Pokojowej Nagrody Nobla chińskiemu dysydentowi Liu Xiaobao. Pekin zamroził stosunki z Oslo, a chińscy urzędnicy zaczęli przetrzymywać tak długo dostawy norweskiego łososia na granicy, że towar nadawał się tylko do wyrzucenia.