Na początku tego tygodnia posłowie rządzącej Unii Socjalliberalnej (USL) w ciągu dwóch dni zebrali wystarczającą liczbę podpisów, by wystąpić z wnioskiem o rozpoczęcie procesu impeachmentu. Żeby związani z prawicą przewodniczący obu izb parlamentu nie mogli im pokrzyżować planów, we wtorek odwołano przewodniczącego Senatu Vasile Blagę, na miejsce którego natychmiast wybrano Crina Antonescu z USL (w razie odwołania prezydenta to on przejmie jego obowiązki).
Jednocześnie w błyskawicznym tempie odwołani zostali przewodnicząca izby niższej i rzecznik praw obywatelskich. Po tych zmianach nic nie stało już na przeszkodzie, by na piątek wyznaczyć termin decydującego głosowania nad usunięciem prezydenta z urzędu.
Rumuńska wojna polityczna pomiędzy związanym z prawicą prezydentem Traianem Basescu a lewicowym premierem Victorem Pontą trwa już od maja. W ubiegłą środę Trybunał Konstytucyjny przyznał rację prezydentowi, który upierał się przy twierdzeniu, że to on jest uprawniony do reprezentowania państwa na forach międzynarodowych. Ponta zignorował wyrok „ewidentnie sprzyjających prezydentowi sędziów" i udał się na szczyt Unii Europejskiej.
Jeszcze bardziej rozsierdził premiera inny wyrok Trybunału, który za niezgodne z konstytucją uznał zmiany ordynacji wyborczej. Obecnie rządząca koalicja lewicowo-liberalna uzyskała władzę w wyniku przegłosowania wotum nieufności dla prawicowego rządu Emila Boca, który stał się wyjątkowo niepopularny po drakońskich cięciach budżetowych wymuszonych złą sytuacją ekonomiczną i warunkami stawianymi przez międzynarodowe instytucje finansowe. Wybory parlamentarne potwierdzające legitymację władzy USL mają się odbyć w listopadzie, jednak już na zmienionych zasadach (miałyby to być wybory większościowe, które zwycięzcy – w domyśle lewicy – dawałyby absolutną większość mandatów).
Otoczenie premiera zadbało też, by minister oświaty rozwiązał komisję tytułów naukowych, która miała rozpatrzyć zarzut plagiatu stawiany od kilku tygodni premierowi (prezydent wciąż nazywa Pontę „premierem kopiuj – wklej" i twierdzi, że „plagiator" psuje wizerunek kraju na świecie). – To oczywiste, że lewicy zależy na oczyszczeniu pola przed wyborami i podporządkowaniu sobie najważniejszych instytucji państwa – mówi „Rz" Cristian Campeanu, komentator dziennika „Romania Libera".