Jeżeli ktoś, komu przed laty skradziono samochód, cały czas liczy, że go odzyska, wszyscy mają go za wariata. Pewien mieszkaniec Filadelfii jest jednak żywym dowodem na to, że wytrwałe tropienie skradzionego mienia nie musi być z góry skazane na porażkę.

Austin-Healey 3000, rocznik 67, to jeden z ostatnich klasycznych, brytyjskich roadsterów. Dla amerykańskiego studenta z czasów hipisowskiej rewolty kupno takiego skarbu za trzy tysiące dolarów było spełnieniem największych marzeń.

Nie cieszył się nim długo. Auto stracił po jednej z pierwszych randek ze swoją późniejszą żoną. Nic dziwnego, że Bob Russell przez tyle lat nie mógł przestać o nim myśleć. Samochodu szukał uparcie przez 42 lata. Ostatnio na internetowych aukcjach. Wreszcie odniósł sukces. Gdy na serwisie eBay cena za skradzionego austina osiągnęła 24 tys. dolarów, Bob Russell zgłosił się do ówczesnego właściciela z roszczeniami. Ale okazało się, że nie ma przekonujących dowodów, iż sam był właścicielem auta. Choć posiadał oryginalne kluczyki i dowód rejestracyjny samochodu, sprawa trafiła do sądu w Filadelfii, a potem w Los Angeles, gdzie mieszkał nowy właściciel. Pech chciał, że policyjna notatka o kradzieży z 1970 roku została błędnie spisana – nie zgadzały się na niej numery nadwozia skradzionego auta. W końcu sprawiedliwości stało się zadość.

Mariusz Sokołowski, rzecznik policji, twierdzi, że w Polsce też zdarzają się przypadki odzyskania mienia po długim czasie. – Tylko mówimy tu już wyłącznie o zwrocie własności, bo kwestia odpowiedzialności za kradzież ulega, oczywiście, przedawnieniu – podkreśla.

Nie wszyscy właściciele cieszą się jednak z odzyskania samochodu. – Gdy policjanci po kilku miesiącach odzyskują czyjś samochód, to właściciele nie bardzo chcą się tym autem zająć, bo dostali już za nie pieniądze z ubezpieczenia i zdążyli kupić sobie nowy pojazd – dodaje inspektor Sokołowski.