Precz od mego pęcherza

Dla części Amerykanów próba ograniczenia sprzedaży słodzonych napojów w dużych opakowaniach to zamach na fundamentalne wolności

Publikacja: 14.07.2012 12:00

Burmistrz Bloomberg na konkursie jedzenia hot dogów. „Wszystko można, byle z umiarem” – odpowiada kr

Burmistrz Bloomberg na konkursie jedzenia hot dogów. „Wszystko można, byle z umiarem” – odpowiada krytykom

Foto: AFP, Stan Honda Stan Honda

Chodnikami wokół miejskiego ratusza na Manhattanie przeszedł w tym tygodniu Marsz Miliona Łyków. Mimo szumnej nazwy pojawiło się niewiele osób. Zorganizowała go stosunkowo mała organizacja NYC Liberty. „Ręce precz od mojego pęcherza" – głosił transparent przyniesiony przez Dominica Inferrerę, nowojorskiego aktora i śpiewaka. „Musimy wnieść do tego protestu trochę humoru" – tłumaczył się dziennikarzom, trzymając w ręku olbrzymi kubek z napojem gazowanym.

Cukier nie krzepi

Pomysł, aby zakazać sprzedaży zawierających cukier napojów w pojemnikach większych niż 16 uncji sześciennych (473 ml) nie mógł się wszystkim spodobać, choć Bloomberg ma swoje racje. To czysty zysk – argumentuje – bo miasto i stan Nowy Jork oszczędzą miliardy dolarów rocznie na leczeniu schorzeń związanych z otyłością. Zakazem zostanie objęty praktycznie każdy biznes serwujący gotową do spożycia żywność. Następnym krokiem ma być ograniczenie wielkości pojemników z prażoną kukurydzą sprzedawaną w kinach. „Jeśli chcecie się zabić, macie do tego prawo. Ale chcemy coś zrobić, by rozwiązać problem" – skomentował głosy protestu burmistrz Nowego Jorku. Jego propozycja i tak nie zadowoliła wszystkich. Byli tacy, którzy postanowili pójść jeszcze dalej. Russell Simmons, pionier hip-hopu, filantrop i obrońca praw zwierząt wspierający organizację PETA, zaapelował do władz miejskich, aby rozszerzyć zakaz o... mleko. W liście do komisarza ds. zdrowia Thomasa Farleya powołał się na badania naukowców z Harvard Medical School, którzy udowodnili, że dzieci pijące dużo mleka są w 35 proc. bardziej narażone na otyłość niż te, które konsumują mniej niż pół litra dziennie. Do tego – twierdzi Simmons – biały napój zawiera cholesterol i wcale nie jest tak zdrowy, jak to przedstawiają jego zwolennicy. Administracja Bloomberga nie zareagowała na żądania PETA, ale wzbudziły one zrozumiałą nerwowość w sieciach specjalizujących się w sprzedaży kawy, takich jak Starbucks oraz Dunkin Donuts.

Wolność picia coli

W blogosferze i po prawej stronie sceny politycznej też zawrzało. Przeciwnicy przepisów uważają, że miasto ingeruje w wolność jednostki, mówiąc ludziom, co powinni robić. Dan Halloran, radny z Queens i jeden z niewielu republikanów zasiadających we władzach Nowego Jorku, mówi wręcz, że ingerencja w sprawie rozmiarów kubka z coca-colą czy innym gazowanym napojem uderza w pryncypia, na których opierają się Stany Zjednoczone. To zaprzeczenie filozofii wolnego społeczeństwa i wolnego rynku. „Tak się nie uprawia demokracji. Kiedyś powinniśmy powiedzieć: dość kontroli" – mówił Halloran podczas Marszu Miliona Łyków. Oponenci krzyczą, że państwo nie może być niańką i regulować szczegółowo życie obywateli. Zaczęto już oskarżać władze miasta o tworzenie tzw. nanny state, czyli lokalnego rządu opiekuńczego.

Republikanie mają jednak problem, bo Bloomberg długo działał pod parasolem tej partii, zanim poczuł się na tyle silny, aby startować jako kandydat niezależny. Przewodniczący Izby Reprezentantów kontrolowanej przez republikanów John Boehner próbował więc obrócić propozycję Bloomberga w żart. „Czy nie mamy większych zmartwień od tego, jakiej wielkości jest kubek z napojem?" – pytał retorycznie. Inni nie byli już tak łaskawi dla swojego byłego partyjnego kolegi. „Każdy powinien robić ze swoim życiem to, na co ma ochotę" – zaoponował wpływowy kongresmen Paul Ryan.

Sami nowojorczycy na razie mieli niewiele okazji, aby wypowiedzieć się publicznie w tej sprawie. Miejski Departament Zdrowia zarządził publiczne przesłuchania w tej sprawie dopiero pod koniec lipca. A Marsz Miliona Łyków w 8-milionowym mieście nie zgromadził imponujących tłumów. Nie da ich się porównać choćby do liczebności uczestników ruchu Okupuj Wall Street. Zagadkę niskiej frekwencji można jednak wytłumaczyć. Propozycja Bloomberga doprowadziła do paradoksalnej sytuacji. Zwolennicy wolności obywatelskich musieli stanąć w jednym szeregu z lobby reprezentującym wielkich producentów napojów. A w tym towarzystwie nie każdy chce się pokazywać, zwłaszcza w liberalnym Nowym Jorku.

Przykład nowojorski

Do kontrofensywy przystąpiły wielkie korporacje. Ogłoszenia krytykujące ewentualny zakaz można zobaczyć w nowojorskich gazetach i na transparentach ciągniętych za samolotami wzdłuż atlantyckich plaż. Spoty są emitowane w lokalnej telewizji i w radiu. „Nikt nie mówi nam, w jakiej dzielnicy zamieszkać, jakiej drużynie kibicować, czy w jakim sklepie kupić kanapkę. Czy pozwolimy naszemu burmistrzowi decydować, jakiej wielkości będzie  napój, który kupimy?" – można usłyszeć w eterze. Ogłoszenie wykupiła grupa New Yorkers for Beverage Choice – koalicja restauratorów i właścicieli biznesu opowiadających się przeciwko zakazowi. Głównym sponsorem akcji jest jednak American Beverage Association, organizacja lobbingowa reprezentująca interesy producentów napojów bezalkoholowych. To ona utworzyła m.in. firmy NYC Beverage Choices oraz New Yorkers for Beverage Choice.

Teoretycznie producenci napojów gazowanych mogliby machnąć ręką na Nowy Jork – w końcu to tylko 8 milionów konsumentów w ponad 300-milionowym kraju. Nikt zresztą nie zakaże sprzedaży coca-coli, pepsi czy sprite, chodzi tylko o wielkość pojemników. Jednak jest czym się niepokoić. Nowy Jork dał się już poznać jako miasto, które wyznacza standardy w walce z problemami społecznymi. W minionych dekadach Nowy Jork przodował w walce z tytoniem. Miasto także jako pierwsze zabroniło używania w lokalach gastronomicznych przetworzonych tłuszczów trans. Bloomberg zmusił też restauracje do podawania wartości kalorycznej serwowanych dań. Każdy lokal jest dziś oceniany pod względem warunków sanitarnych, co potencjalny konsument może zobaczyć w witrynie baru czy restauracji. Cenzurki mają postać wielkich liter naklejanych na szybach: A dla najczystszych, B dla tych, co do których są zastrzeżenia i C dla brudasów. Producenci napojów nie bez powodów obawiają się więc, że już wkrótce staną się wrogiem publicznym nr 1, tak jak to miało miejsce w latach 90. z przemysłem tytoniowym. Już teraz w różnych stanach pojawiają się propozycje dodatkowego opodatkowania niezdrowych napojów z dużą zawartością cukru.

Bez szczęścia na siłę

Gdy Michael Bloomberg pojawił się w święto narodowe 4 lipca na konkursie jedzenia hot-dogów, zarzucono mu hipokryzję. Jak to? Oto obrońca zdrowego trybu życia zajmuje się promocją fast foodu? Lekarze przypomnieli mu o szkodliwości cholesterolu i o tym, że osoby, które jedzą średnio jednego hot-doga dziennie, mają o 21 proc. więcej szans na zachorowanie na raka jelita grubego. Dziennikarze pisali, że zwycięzca konkursu Joey Chestnut bynajmniej nie zajmuje się jedzeniem szkodliwych potraw tylko od czasu do czasu. Należy do grupy ludzi zajmujących się profesjonalnym jedzeniem na tempo i w ciągu ostatnich 6 lat ustanowił 20 rekordów świata w tej dziedzinie. „Tak jak i inni lubię fast foody. Zjedzenie czegoś od czasu do czasu jest w porządku. Nawet jeśli zjecie 65 hot dogów w 10 minut, też będzie w porządku. Jeśli nie będziecie tego robić częściej niż raz w roku, nie będzie problemu. A konkurs to jedna z naszych najstarszych tradycji" – bronił się Bloomberg.

Tradycją Ameryki jest także wolność wyboru – ripostowali uczestnicy Marszu Miliona Łyków, który miał miejsce kilka dni później – proszę nas nie uszczęśliwiać na siłę.

Chodnikami wokół miejskiego ratusza na Manhattanie przeszedł w tym tygodniu Marsz Miliona Łyków. Mimo szumnej nazwy pojawiło się niewiele osób. Zorganizowała go stosunkowo mała organizacja NYC Liberty. „Ręce precz od mojego pęcherza" – głosił transparent przyniesiony przez Dominica Inferrerę, nowojorskiego aktora i śpiewaka. „Musimy wnieść do tego protestu trochę humoru" – tłumaczył się dziennikarzom, trzymając w ręku olbrzymi kubek z napojem gazowanym.

Cukier nie krzepi

Pozostało 94% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021