Korespondencja z Rzymu
Po czarnym piątku przyszedł jeszcze czarniejszy poniedziałek i nie lepszy wtorek. Tzw. spread, czyli różnica oprocentowania 10-letnich obligacji państwowych Niemiec i Włoch, przekroczył we wtorek 530 punktów (5,3 proc.), a więc zbliżył się do wartości, która w listopadzie ubiegłego roku skłoniła premiera Silvia Berlusconiego do złożenia rezygnacji. Notowania na mediolańskiej giełdzie ciągle spadają, a włoski dług publiczny w stosunku do PKB osiągnął we wtorek rekordowe 123 proc.
Od piątku hiobowe wieści gospodarczo-finansowe bombardują Włochów z pierwszych stron gazet. Od nich rozpoczynają się dzienniki radiowe i telewizyjne wiadomości. Włoskie media na ogół tłumaczą, że porażający spread to efekt zmowy bezwzględnych spekulantów. Pierluigi Bersani, szef lewicowej Partii Demokratycznej, stwierdził nawet: „My, wszyscy Włosi, jesteśmy teraz na froncie, zaatakowani przez spekulantów, którzy chcą nas zniszczyć". Szanowany publicysta Vittorio Feltri (naczelny „Il Giornale") napisał we wtorek: „Trzeba powiedzieć Włochom prawdę. Chodzi o życie lub śmierć naszej gospodarki. Ktoś powinien dać nam plan walki w wojnie z kryzysem". W telewizjach występują eksperci, którzy przekonują, że „realna" sytuacja Italii jest o wiele lepsza, a efekt spisku spekulantów wyceniają na ponad 300 punktów spreadu. Premier Mario Monti, przebywając z wizytą w Moskwie, gdzie świetnie wyrażał się o przywództwie Władimira Putina, stwierdził, że woli zajmować się realną ekonomią niż wartością spreadu, a winą za dramatyczną sytuację Włoch i jeszcze trudniejszą Hiszpanii obarczył brak zdecydowania i odwagi Unii, co odczytano jako atak na politykę rygoru finansowego Angeli Merkel.
Coraz częściej jednak pojawiają się głosy, że misja eksperckiego rządu prof. Maria Montiego okazała się fiaskiem, bo obecna sytuacja Włoch nie różni się niczym od tej sprzed 9 miesięcy, gdy rządził Berlusconi. Jak zauważa dziennik „Libero", wówczas powszechnie mówiono i pisano, że rynki finansowe wystawiły cenzurkę rządom Berlusconiego, a dziś o tych samych rynkach ci sami ludzie mówią „spekulanci działający na szkodę Włoch". Popularność premiera Montiego, do niedawna powszechnie uznawanego za zbawcę Włoch, spadła do 42 proc. – najniżej od 8 miesięcy. Za to, jak podał w zeszłym tygodniu Krajowy Instytut Statystyczny, presja fiskalna w Italii pobiła rekord demokratycznego świata i wynosi obecnie aż 55 proc. Centroprawicowe media od dłuższego czasu piszą, że reformy Montiego, polegające głównie na podwyżce podatków i akcyz, wymyśliłby nawet tępy księgowy. Ale nawet zawzięcie kibicujące Montiemu gazety „Corriere della Sera" i „La Repubblica" zarzucają mu teraz, że zadusił gospodarkę drakońskimi daninami.
Stąd zdaniem wielu komentatorów już na jesieni dojdzie do przyspieszonych wyborów. Ci pierwsi piszą i mówią o fiasku misji Montiego. Drudzy powiadają, że w związku z wyborami przypadającymi na wiosnę kampania wyborcza i tak rozpocznie się już we wrześniu. Lepiej więc głosować jak najszybciej. Z sondaży wynika, że wybory powinna w cuglach wygrać centrolewica.