Dzisiejsze głosowanie w Bundestagu pokaże, czy trwa dobra passa kanclerz Angeli Merkel, która nie miała do tej pory problemu z parlamentem w sprawie Grecji. Już w czasie próbnego głosowania we frakcji CDU/CSU 17 deputowanych opowiedziało się przeciwko zmodyfikowanemu pakietowi pomocy dla Grecji. To wyraz zmiany nastrojów, w chwili gdy Niemcy przestają zarabiać na ratowaniu Grecji i dalsze działania ratunkowe kosztować będą podatników miliardy.
Na razie, jak wynika z ocen, Niemcy stracą w przyszłym roku 730 mln euro z racji niedawnej modyfikacji pakietu pomocowego dla Grecji. Oznacza to całkowite odwrócenie sytuacji, gdyż Berlin zarabiał do tej pory na kredytach udzielanych Grecji, pośrednio lub bezpośrednio. W sumie jakieś 300 mln euro. Od ostatniej decyzji wierzycieli modyfikującej pakiet ratunkowy będzie już inaczej. Tego obawiają się sceptycy w samym ugrupowaniu kanclerz Angeli Merkel CDU/CSU, a także jej koalicyjni partnerzy z FDP.
Ci ostatni nawołują aby zmusić Grecję do bankructwa, wprowadzenia drachmy i rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Takie rozwiązanie miałoby kosztować mniej niż podtrzymywanie iluzji, że Grecja stanie w końcu na nogi.
Pani kanclerz kluczyła w tej sprawie do sierpnia tego roku, kiedy to po raz pierwszy opowiedziała się za utrzymaniem Grecji w strefie euro. Kilka dni temu zablokowała pomysł Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) i Europejskiego Banku Centralnego (EBC) domagających się 50-proc. redukcji greckiego zadłużenia przez wierzycieli spoza sektora prywatnego, a więc rządów i instytucji publicznych. Opór Berlina, którego udział w takiej operacji wynosiłby 17,2 mld euro, sprawił, że wymyślono inne rozwiązanie polegające na zmniejszeniu oprocentowania kredytów pomocowych dla Grecji, wydłużeniu czasu ich spłaty oraz przekazaniu Grecji środków na wykup własnego zadłużenia.
Nie brak opinii, że wszystko to jest mydleniem oczu, a kierunek rozwoju sytuacji jest od dawna widoczny i prowadzi do prostego finansowania jednego państwa strefy euro przez inne.