W Brazylii sąd federalny odrzucił wniosek Ministerstwa Publicznego (MP), by z banknotów i monet waluty narodowej – reala – usunąć napis „Chwała Bogu" (Deus seja louvado). Wymiar sprawiedliwości uznał tym samym za słuszne racje przedstawione stanowczo przez hierarchów Kościoła katolickiego. „Cóż by się stało złego, gdyby na banknotach nadal widniało odniesienie do Boga?" – pytał w oświadczeniu wydanym w odpowiedzi na wniosek ministerstwa kardynał Odilo Scherer, arcybiskup Sao Paulo, cytowany przez dziennik „Folha de Sao Paulo". „Jeśli ktoś w Boga nie wierzy" – ciągnął metropolita – „powinno być dla niego bez różnicy, czy ta wzmianka zostanie zachowana, czy nie. A dla tych, którzy wierzą, ona coś znaczy. A przecież ci, którzy wierzą, także płacą podatki i stanowią większość ludności kraju" – podkreślił hierarcha.

Bank Centralny też nie chce zmian. Przedstawiciele tej instytucji wskazali, że odniesienie do Boga nie dotyczy „określonej religii", nie narzuca więc nikomu światopoglądu. Bankowcy stwierdzili, że państwo, które nie jest ateistyczne, antyklerykalne czy antyreligijne, może uznawać istnienie istoty wyższej i boskiej. Przypomnieli, że konstytucja Brazylii, jak się stwierdza we wstępie do ustawy zasadniczej, powstała „pod Boską opieką" i zwrócili uwagę, że koszt wymiany pieniądza mógłby wynieść nawet 12 mln reali (około 18 mln złotych).

Nie mniej stanowcze niż hierarchowie brazylijscy stanowisko wobec pilnych wyzwań społeczno-politycznych zajął episkopat w sąsiedniej Argentynie. W wyjątkowo ostrym w tonie liście skierowanym do wiernych w związku z rozpoczęciem adwentu, argentyńscy biskupi katoliccy wyrażają „głęboki niepokój" z powodu nasilającego się kryzysu moralnego. Krytykują władze za wprowadzanie przepisów, które umożliwiają aborcję, za brak poszanowania dla wartości małżeństwa i rodziny, za dużą liczbę młodych, którzy się nie uczą ani nie pracują, a także za kwitnący handel narkotykami, któremu sprzyja pobłażliwa postawa rządzących. Episkopat potępił ponadto ograniczanie wolności słowa i niezawisłości sądów, a także ciągoty do wodzowskich sposobów sprawowania władzy. List biskupów pojawił się po fali wielotysięcznych manifestacji antyrządowych.

Lewicowy rząd pani prezydent Cristiny Kirchner odpowiedział na list biskupów milczeniem.