Liczne wspólne akcje terrorystyczne opisuje w swym raporcie Matthew Levitt, były szef wydziału analiz wywiadowczych Departamentu Skarbu USA, a dziś analityk Waszyngtońskiego Instytutu Polityki Bliskowschodniej (WINEP).
Bliska współpraca libańskiej Partii Boga oraz Al-Kuds, jednostki irańskich Strażników Rewolucji zajmującej się m.in. atakami na wrogów irańskich ajatollahów, sięga lat 80. Jednak obie grupy rozpoczęły kampanię terroru przeciwko Zachodowi po śmierci czołowego terrorysty Hezbollahu, Imada Mugniji, w zamachu bombowym w 2008 r. Sprawców śmierci Mugniji na ulicy w centrum Damaszku nigdy nie pojmano, ale wiadomo, że terrorysta od lat był poszukiwany przez wiele służb specjalnych na świecie.
Latem 2010 r. izraelski kontrwywiad wpadł na trop spisku Hezbollahu przeciwko izraelskim turystom na Cyprze. W tym samym roku ludzie Hezbollahu wpadli w Azerbejdżanie i Turcji. W maju 2011 r. irańscy zabójcy zabili w Karaczi saudyjskiego dyplomatę. W tym samym czasie FBI szukało już organizatorów zamachu na saudyjskiego dyplomatę w Waszyngtonie, a turecka policja prowadziła śledztwo w sprawie usiłowania zabójstwa izraelskiego dyplomaty w Stambule. Za wszystkimi atakami stał Hezbollah.
W przypadku ataku na izraelskiego konsula w Turcji, policja odkryła, że choć samej próby zabójstwa dokonali bojownicy Partii Boga, to przygotowania do zamachu prowadzili członkowie irańskiej Al-Kuds.
W lecie ub.r. Hezbollah zabił sześciu izraelskich turystów w Burgas, ale już pół roku wcześniej bułgarska policja odkryła spisek terrorystyczny przeciwko izraelskim turystom w tym kraju. W tym samym czasie Mossad przekazał tajskiej policji informacje, które doprowadziły ją do fabryki bomb Hezbollahu w Bangkoku. Organizacja wysyłała stamtąd ładunki w kontenerach do innych krajów.