Zaczęło się od reportażu w australijskiej ABC. Po trwającym dziesięć miesięcy dziennikarskim śledztwie stacja pokazała materiał o Benie Zygierze, Australijczyku, który w 2000 r. wyemigrował do Izraela. Tam najpewniej zwerbował go Mosad. Dlaczego później trafił do więzienia? Tego ABC nie ustaliła. Dowiedziała się natomiast, że do grudnia 2010 r. był on przetrzymywany w specjalnej izolatce więzienia Ajalon w Ramli, którą przed laty zbudowano dla zabójcy premiera Icchaka Rabina.
Strażnicy nie wiedzieli, za co skazano osadzonego. Nie wiedzieli nawet, jak się nazywa. Był zarejestrowany jako „więzień X”. Nigdy nikt go nie odwiedził. ABC ustaliła, że 15 grudnia mężczyznę znaleziono w celi martwego.
Zaraz po emisji reportażu biuro premiera Izraela wezwało redaktorów naczelnych izraelskich mediów i poinformowało, że sędzia wojskowy wydał decyzję o zakazie publikacji doniesień z zagranicy, „które stawiają w bardzo kłopotliwej sytuacji pewną agencję rządową”. Cenzura wojskowa to w Izraelu nic niezwykłego, ale zwykle media obchodzą ją, cytując właśnie zagraniczne media. Teraz zakaz dotyczył i tego.
Informacyjne embargo pierwszy złamał dziennik „Haarec”. Za nim poszły kolejne media. W środę, gdy władze częściowo już cofnęły zakaz, zezwalając na przedruki, temat był już na czołówkach wszystkich izraelskich serwisów informacyjnych i gazet, a w Knesecie rozgorzała awantura, nie tylko o granice wojskowej cenzury. Dow Chenin, członek lewicowej partii Hadasz, pytał publicznie ministra sprawiedliwości: – Czy więcej ludzi przetrzymujemy potajemnie? Czy nie mamy zgodnych z prawem mechanizmów, by radzić sobie w takich sytuacjach?
Jak poważne były zarzuty wobec „więźnia X”, że przetrzymywano go w całkowitym odosobnieniu? Izraelskie władze oficjalnie nie podają żadnych informacji. Wysoki rangą przedstawiciel wywiadu powiedział ABC, że „jeśli to, co wiedział i zrobił pan X, zostałoby upublicznione, stanowiłoby zagrożenie dla państwa Izrael”.