Rozpoczął się w poniedziałek w Fort Meade w Maryland przed sądem wojskowym. Stanął przed nim Bradley Manning oskarżony o przekazanie ponad 700 tysięcy dokumentów portalowi WikiLeaks.
To finał sprawy trwającej już od trzech lat. Manning jest oskarżony z 22 paragrafów, w tym o pośrednie udzielanie pomocy nieprzyjacielowi poprzez ujawnienie tajnych dokumentów. Jeśli otrzyma maksymalny wyrok, spędzi resztę życia w więzieniu. Prokuratura i obrona dogadały się w sprawie przyznania się oskarżonego do kilku mniej ważnych zarzutów, zrezygnowano też z kilku punktów aktu oskarżenia, ale i tak proces może potrwać przez całe lato. Część zeznań spośród 24 świadków zostanie utajniona. Manning służył w Iraku w 10. Dywizji Górskiej. Był analitykiem wywiadu i pomimo niskiego stopnia (private first class – to najwyższy z trzech stopni żołnierzy szeregowych) miał dostęp do ważnych i tajnych informacji. W pewnym momencie zaczął je kopiować.
Przynosił do pracy płyty CD-RW z naklejkami z nazwiskami znanych wykonawców, np. Lady Gagi. Wymazywał muzykę i kopiował dane. Przy okazji odsłonił słabość amerykańskiego systemu zabezpieczeń. Do Secret Internet Protocol Router Network, do którego się włamał, dostęp ma 2,5 miliona ludzi.
Opinie na jego temat są krańcowo różne. Dla jednych jest zdrajcą ojczyzny, który wydał tajemnice wojskowe. Inni skłonni są w nim widzieć raczej osobę „gwiżdżącą na alarm" (ang. whistleblower) – człowieka świadomie i w dobrej wierze ujawniającego ważne informacje.
Przez większą część prowadzonego postępowania wojsko obchodziło się z nim ostro, co dodatkowo wzburzyło emocje na lewicy i wśród obrońców praw człowieka. Manning skarżył się na upokarzające traktowanie, a w jego obronie wystąpiła Amerykańska Unia Wolności Obywatelskich (ACLU), przypominając, że takie metody jak utrudnianie snu i rozbieranie do naga mieszczą się w procedurach „wzmocnionego śledztwa" opisanych w podręcznikach CIA. To dlatego w miejscach, gdzie w czasie śledztwa przetrzymywano Manninga, organizowano manifestacje w jego obronie.