Europa pęka na nowo

Dawny podział na biedny Wschód i bogaty Zachód zastępuje dziś przepaść dzieląca Wspólnotę Europejską na Północ i Południe.

Publikacja: 19.07.2013 22:11

Ryga coraz bardziej przypomina miasta Skandynawii. Za pół roku będzie się tu płacić w euro

Ryga coraz bardziej przypomina miasta Skandynawii. Za pół roku będzie się tu płacić w euro

Foto: AFP

Trudno dziś o większy kontrast niż między ulicami Aten i Rygi. I nie chodzi o pogodę. O ile grecka stolica jest systematycznie wstrząsana strajkami i paraliżem komunikacji, po zmroku lepiej nie zapuszczać się w boczne uliczki, a w bramach wielu kamienic śpią bezdomni, o tyle główne miasto Łotwy coraz bardziej przypomina Skandynawię dzięki rosnącej liczbie wyremontowanych kamienic, sprawnej komunikacji miejskiej i wielu dobrze ubranym przechodniom.

Oba kraje w ostatnich latach przeżyły porównywalny kataklizm ekonomiczny. W jednym i w drugim przypadku załamanie rynku nieruchomości i kryzys bankowy doprowadził do niespotykanego w czasach pokoju spadku dochodu narodowego: zarówno grecki, jak i łotewski stracił aż jedną czwartą swojej wartości, a oba państwa musiały prosić Brukselę o uratowanie przed bankructwem.

W tym punkcie analogie się już jednak kończą. Podczas gdy Grecja znajduje się w szóstym roku głębokiej recesji, Łotwa jest najszybciej rozwijającym się krajem zjednoczonej Europy. Rząd Valdisa Dombrovskisa z trzyletnim wyprzedzeniem zwrócił otrzymaną w 2008 roku pomoc Unii, podczas gdy Grecja wymusiła na swoich wierzycielach darowanie części długu, a spłata reszty nadal stoi pod znakiem zapytania.

Bezrobocie na Łotwie, choć wciąż wysokie, jest już jednak dwukrotnie niższe niż w Grecji. A dług państwa (40 proc. PKB) jest aż czterokrotnie mniejszy niż ten, który muszą dźwigać władze w Atenach.

Różnice między Grecją i Łotwą doskonale ilustrują znacznie szerszą i wciąż pogłębiającą się przepaść między Południem i Północą Unii Europejskiej. A nawet każą zadać fundamentalne pytanie, czy obie części Unii z punktu widzenia kulturowego w ogóle są kompatybilne.

– Program przełamania kryzysu zarówno dla Łotwy, jak i dla Grecji został opracowany przez tych samych ekspertów z Komisji Europejskiej i MFW. Odmiennie został jednak wprowadzony w życie – wskazuje „Rz” Daniel Gros, dyrektor Centrum Analiz Politycznych (CEPS) w Brukseli.

Na początku lipca, po raz kolejny w minionych czterech latach, ministrowie finansów strefy euro musieli głęboko się zastanowić, czy wypłacić następną transzę pomocy dla Grecji. Decyzja okazała się w końcu pozytywna, ale nie dlatego że władze w Atenach wypełniają warunki umowy, w związku z obawą, że bankructwo Hellady wywoła panikę na rynkach i zagrozi samemu istnieniu strefy euro.

– Od czterech lat reformy w Grecji napotykają te same problemy: blokada administracji, powszechne oszustwa podatkowe, słaba wydajność pracowników, która uniemożliwia przyciągnięcie kapitału zagranicznego i prywatyzację – wylicza dla „Rz” Nicolas Veron, główny ekonomista brukselskiego Instytutu Bruegla.

Te wszystkie problemy Łotwa ma już za sobą. 1 stycznia stanie się 18. członkiem strefy euro. W raporcie przygotowanym przez ekspertów Europejskiego Banku Centralnego (EBC) jasno napisano, że system bankowy kraju pozostaje solidny, a wzrost gospodarczy jest oparty na szerokich podstawach i stopniowo pozwoli na zasypanie różnicy w dochodach w stosunku do zachodniej Europy.

Już teraz odziedziczone po okresie komunistycznym zacofanie krajów Europy Środkowej zostało w znacznym stopniu zatarte. Od 1 lipca Chorwacja dołączyła do grupy trzech krajów Południa Europy, które są już biedniejsze od Polski: Rumunii, Bułgarii i Węgier. W ciągu roku–dwóch nasz kraj pokona pod tym względem także Grecję i Portugalię, a być może również Cypr.

– To jest trwała zmiana pozycji w ramach Unii. Krajom Południa bardzo trudno będzie ponownie pokonać pod względem zamożności państwa Europy Środkowej, bo te przejęły już rolę „Clubu Med” i stały się zapleczem gospodarki Niemiec i innych najbogatszych państw Unii. To do Polski czy Czech przenoszą produkcję niemieckie koncerny, a nie do Portugalii czy Hiszpanii – wskazuje Veron.

Nigdzie lepiej nie widać przepaści między konkurencyjnością Północy i Południa Europy niż po bilansie wymiany towarów i usług. Skumulowana nadwyżka rachunku bieżącego Niemiec, Austrii, Holandii i krajów skandynawskich przekracza już 500 miliardów euro, dużo więcej niż w szczytowym momencie wynosiła podobna nadwyżka Chin z resztą świata.

Tino Sanandaji, ekspert sztokholmskiego Research Institute of Industrial Economics uważa, że różnice między południem a północą Europy trzeba przede wszystkim tłumaczyć odmiennym kontekstem kulturowym, religijnym i społecznym, którego nie zatarły trzy dekady integracji europejskiej. W ten sposób, mimo oporów zwolenników poprawności politycznej, po przeszło stu latach powracają tezy niemieckiego socjologa Maxa Webera, który tłumaczył sukces nordyckiego kapitalizmu etyką protestancką.

Parlament Europejski ostrzega, że poza ekonomią Północ i Południe Unii coraz bardziej dzielą także różnice cywilizacyjne i społeczne. O ile w Finlandii dostęp do szerokopasmowego Internetu jest „prawem każdego obywatela”, o tyle pod względem dostępu do sieci Włochy i Grecja porównywalne są z Jordanią. Z kolei w rankingu jakości edukacji OECD, o ile Polska zajmuje wysokie 15. miejsce, o tyle Portugalia i Grecja o wiele dalsze, 27. i 31. miejsce.

Przepaść między obiema częściami Europy w coraz większym stopniu determinuje także przepływy migracyjne. Jeszcze parę lat temu przebiegały one ze wschodu na zachód, a przede wszystkim z Polski do Wielkiej Brytanii. Teraz to już specjalność południowców: samych Hiszpanów osiedliło się w ubiegłym roku w Niemczech 80 tysięcy!

Różnica w kondycji ekonomicznej między południem a północą Unii jest już tak duża, że ma coraz większe odbicie w polityce. Jeśli wierzyć sondażom, we wrześniu kanclerz Merkel bez trudu zdobędzie trzeci mandat na szefa rządu. Reelekcję zapewnił sobie Donald Tusk. Wyjątkowo brutalna kuracja oszczędnościowa nie dobiła nawet kariery politycznej Valdasa Dombrovskisa, który nadal kieruje łotewskim rządem.

Taka stabilność na południu Europy jest czymś nieznanym. Miesiąc temu kryzys polityczny z trudem przetrwał rząd Antonisa Samarasa po tym, jak jego koalicyjni partnerzy sprzeciwili się zamknięciu publicznego radia i telewizji, a w sondażach błyskawicznie rośnie poparcie dla faszystowskiego Złotego Świtu, lewicowej Syrizy i innych populistycznych ugrupowań.

W Portugalii upadku omal nie zaliczył dwa tygodnie później rząd Pedra Passos Coelha – jego koalicję na znak protestu przeciw nieprzynoszącej efektów polityce oszczędności opuścił szef MSZ i przywódca Partii Ludowej CDS Paulo Portas. A w Hiszpanii, z powodu największej od upadku Franco afery korupcyjnej, niepewne są losy premiera Mariana Rajoya.

W Radzie UE jeszcze niedawno kraje wschodniej Europy razem trzymały sojusz, przede wszystkim, aby wyciągnąć jak największe dotacje od bogatych państw Zachodu i ograniczyć zbyt wyśrubowane normy w takich obszarach, jak ochrona środowiska czy zabezpieczenia socjalne. Ale to już się skończyło.

– Dziś linie podziału w Brukseli coraz częściej przebiegają między północną i południową Europą. Wspólnego stanowiska przed szczytami Unii nie opracowują już prezydent Francji i kanclerz Niemiec, François Hollande próbuje raczej zdobyć poparcie Hiszpanii i Włoch przeciwko Berlinowi – zwraca uwagę Daniel Gros.

Tylko w ostatnim miesiącu Niemcy starli się z „południowcami” w sprawie unii bankowej, odmawiając łożenia na wspólny fundusz gwarancyjny, z którego później byłyby ratowane banki Hiszpanii czy Grecji. Kraje Północy z nadzieją podchodzą do rozpoczynających się negocjacji w sprawie utworzenia strefy wolnego handlu z USA, widząc w tym szanse na rozwój eksportu, podczas gdy państwa Południa mnożą wyjątki (rolnictwo, polityka audiowizualna) w obawie przed konkurencją ze strony amerykańskich koncernów.

Jest jednak problem: Unia jest zbyt zintegrowana, aby bez współpracy Południa i Północy przełamać kryzys i wejść na tory szybkiego rozwoju.

– Niemcy nie odetną się od kłopotów Włoch i Hiszpanii. Muszą pomóc je rozwiązać, bo inaczej zostaną przez nie wchłonięte – ostrzega Nicolas Veron.

Na razie w Berlinie nie ma co do tego zrozumienia: tylko co piąty Niemiec uważa, że należy nadal wspierać państwa Południa Europy. Reszta odpowiada: niech radzą sobie same.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019