Nawet nad Sekwaną przyłączenie się do amerykańskiej operacji budzi coraz większe kontrowersje. Dzień po czwartkowym głosowaniu w Izbie Gmin, które zmusiło Davida Camerona do wycofania się z planów ataku na Baszara Assada, François Hollande co prawda podtrzymał obietnicę wsparcia Amerykanów.
– Jesteśmy zdecydowani przeprowadzić proporcjonalną, ale też stanowczą akcję przeciwko reżimowi w Damaszku – zapowiedział w wywiadzie dla „Le Monde”.
Jednak z sondażu przeprowadzonego przez dziennik „Le Parisien” wynika, że aż 64 proc. Francuzów jest przeciwnych zaangażowaniu ich kraju w wojnę przeciwko Syrii. Dominuje obawa o powstanie na gruzach syryjskiego reżimu państwa islamskiego, a także przekształcenie wojny domowej w konflikt regionalny.
Atak na Hollande'a
Prawicowa opozycja już wyczuła szansę na zbicie punktów przeciwko socjalistycznemu rządowi. I zażądała, aby podobnie jak w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych także nad Sekwaną parlament uzyskał prawo do zatwierdzenia lub odrzucenia wojennych planów Hollande’a. Debata w tej sprawie, choć na razie bez formalnego głosowania, jest zaplanowana na środę.
– Musimy zdać sobie sprawę ze wszystkich niebezpieczeństw, jakie wiążą się z taką interwencją. Francja nie może tu działać „na doczepkę” kogokolwiek, nawet jeśli są to nasi amerykańscy sojusznicy – przekonuje François Fillon, premier za kadencji prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego.