Kanclerz stawiała opór przez przeszło trzy miesiące. W końcu jednak uległa naciskom lewicowej SPD, bez której nie jest w stanie utworzyć nowego rządu.
– Muszę zgodzić się na rzeczy, które zwalczałam w kampanii wyborczej. Bez tego nie da się zbudować koalicji rządzącej – oświadczyła pani kanclerz.
Po wrześniowych wyborach do Bundestagu z parlamentu wypadli posłowie liberalnej FDP, dotychczasowego koalicjanta chadeków. Pozostały natomiast partie, które opowiadają się za wzmocnieniem zabezpieczeń socjalnych: SPD, Zieloni i postkomunistyczna Die Linke. W praktyce Merkel może szukać porozumienia tylko z socjaldemokratami. Ci jednak stawiają twarde warunki, wśród których najważniejsze jest wprowadzenie pensji minimalnej w Republice Federalnej. Ma ona wynieść 8,5 euro/godzinę. To więcej, niż zarabia dziś 12 proc. pracowników w zachodnich landach i 25 proc. w landach wschodnich.
–To błąd. W perspektywie roku-dwóch popyt w Niemczech wzrośnie, na czym skorzysta gospodarka. Jednak potem przedsiębiorcy zaczną zwalniać część pracowników, aby zrekompensować wyższe pensje pozostałych – ostrzega w rozmowie z „Rz" Ansgar Belke, profesor ekonomii na Uniwersytecie w Duisburgu.
Z analizy Deutsche Banku wynika, że z powodu pensji minimalnej liczba bezrobotnych wzrośnie o 450 tys. do miliona osób.