Korespondencja z Wilna
– Bez umowy nie wracaj! – krzyczała w piątek mimo zimna pod pałacem Wielkich Książąt Litewskich grupa przybyłych z Ukrainy zwolenników integracji.
W środku budynku atmosfera była podobna. – Po kolei każdy z przywódców Unii przekonywał Janukowycza do zawarcia porozumienia. W szczególności przedstawiciele nowych państw członkowskich dowodzili, jak wiele zyskali na integracji ze Wspólnotą. Ale Janukowycz zachował kamienną twarz. I gdy przyszła jego kolej, nie tylko nie odniósł się do przedstawionych mu argumentów, ale wyciągnął notatki i zaczął wyliczać długą listę pretensji pod adresem UE – mówią „Rz" dyplomaci, którzy byli obecni na sali obrad.
Negocjacje umowy stowarzyszeniowej trwały sześć lat. Dokument został parafowany przez obie strony już rok temu. Mimo to nawet w samym Wilnie Unia była gotowa go poprawić. Nie tylko szefowie Komisji Europejskiej José -Manuel Barroso i Rady Europejskiej Herman Van Rompuy oświadczyli, że uwolnienie Julii Tymoszenko nie jest już warunkiem zawarcia porozumienia, ale też obiecali, że Unia pomoże przekonać MFW do udostępnienia Ukrainie wartego 15 mld dolarów kredytu, o ile Kijów zgodzi się na choćby cząstkowe reformy rynkowe, w tym podejmie pierwszy krok w kierunku urealnienia cen gazu.
– Janukowycz znów odmówił jednak merytorycznej dyskusji. Oświadczył jedynie, że „od trzech i pół roku ma bardzo duże trudności w relacjach z Moskwą" i „znalazł się z tego powodu w bardzo trudnej sytuacji" – mówią cytowani dyplomaci. Nie chciał jednak wytłumaczyć, dlaczego aż do zeszłego tygodnia nic nie wspominał w rozmowach z europejskimi partnerami o tych trudnościach.