Marthe Richard pracowała jako prostytutka na paryskich ulicach, zanim została członkinią rady miejskiej. To jej aktywności zawdzięcza Francja likwidację domów publicznych w rok po II wojnie. – Domy publiczne to przejaw burżuazyjnej mentalności – brzmiało wtedy hasło przeciwników prostytucji. To był zasadniczy przełom od 1804 roku, kiedy to Napoleon zarządził lekarskie badania dam lekkich obyczajów. Kolejny etap zamyka uchwalona właśnie ustawa przewidująca 1500 euro grzywny za korzystanie z usług prostytutek.
– Dziękuję wszystkim za zerwanie z przeszłością – powiedziała w parlamencie inicjatorka ustawy minister ds. praw kobiet Najat Vallaud-Belkacem. Debata była gorąca, przed parlamentem protestowały osoby obu płci, oferujące usługi seksualne, a media drukowały wyjątki z apelu „343 Salauds" (brudnych świń) znanych postaci życia społecznego, w którym głosiły, że „kochają literaturę i prywatność" i nikt nie ma prawa ustanawiać norm w sferze „pożądania i przyjemności".
Tym samym Francja dołączy do Szwecji, która już w 1999 roku wprowadziła kary dla klientów prostytutek. Z takim skutkiem, że jak twierdzi detektyw Jonas Trolle ze sztokholmskiej policji, liczba nakładanych na mężczyzn grzywn maleje, lecz cała branża przeniosła się do Internetu. Ciekawostką całej francuskiej debaty na temat prostytucji jest to, że nieznana jest liczba prostytutek. Z oficjalnych ocen wynika, że jest ich 20–40 tys., w tym 15 proc. to mężczyźni. – Jak to możliwe, gdy w sąsiednich Niemczech liczba osób świadczących usługi seksualne sięga 200 –400 tys. – pytają media. Tak czy owak od wejścia w życie ustawy karani będą klienci, a nie prostytutki, którym za ostentacyjne oferowanie swych usług groziło do tej pory 3750 euro lub dwa miesiące aresztu. To zostanie zniesione. Za recydywę klientom grozi grzywna w podwójnej wysokości. Przy tym prostytucja jest we Francji jak najbardziej legalna.
20 mln euro wsparcia dla prostytutek, które zrezygnują z zawodu
Tocząca się od wielu miesięcy debata we Francji odbiła się echem w Niemczech, kraju, o którym sami Niemcy określają mianem burdelu Europy. A to ze względu na niezwykle liberalne przepisy. W kraju działają tysiące jak najbardziej legalnych domów publicznych. W wielu z nich obowiązuje system flat rate. W niektórych miastach są też specjalne miejsca parkingowe, gdzie dozwolone są bliskie kontakty. Rodzą się więc pomysły polityczne, aby zmienić obecny system.