Korespondencja ?z Brukseli
Na zamówienie francuskiej minister sprawiedliwości grupa prawników przygotowała projekt liberalizacji prawa rozwodowego. Głównym celem było odciążenie sądów. Ale propozycja rozwiązania tego problemu to obyczajowa rewolucja na miarę zeszłorocznej batalii o prawo do „małżeństwa dla wszystkich", czyli również dla homoseksualistów.
Tym razem postępowa lewica chce rozwodu dla wszystkich: orzekanego w kilka minut przez sądowego kancelistę. Rozwód za zgodą obu stron nie wymagałby w ogóle obecności sędziego. Pod raportem podpisał się Pierre Delmas-Goyon, sędzię Sądu Apelacyjnego.
Pomysł wywołał burzę we Francji. Co zrozumiałe, atakuje go prawica, w tym np. Philippe Gosselin, deputowany UMP, jeden z działaczy parlamentarnego porozumienia na rzecz rodziny. – Apeluję do ministerstwa sprawiedliwości o zachowanie rozsądku! Kto miałby ocenić, czy jedna ze stron nie znajduje się pod presją drugiej? Kto miałby dokonać właściwej wyceny majątku? Kto miałby się zainteresować dobrem dziecka? Czy trzeba ciągle na nowo przypominać, że małżeństwo nie jest prostym kontraktem, ale instytucją, którą trzeba chronić? – napisał Gosselin w swoim oświadczeniu.
Krytyka płynie również z lewej strony, w tym np. od tak znaczącej postaci jak Andre Vallini, socjalistyczny deputowany, który w sztabie wyborczym Francois Hollande'a odpowiadał za problematykę sprawiedliwości. – Rozwód bez sędziego to pomysł niebezpieczny. Moja metoda na odciążenie sądów w sprawach rozwodowych to więcej mediacji – napisał na Twitterze. Inni socjaliści podkreślają, że udział sędziego w procesie rozwodowym stwarza gwarancję zabezpieczenia praw obu stron, a w szczególności tej zazwyczaj słabszej pod względem finansowym, czyli kobiety.