Tomasz Deptuła ?z Nowego Jorku
Te i inne rewelacje można przeczytać w książce „Duty: Memoirs of a Secretary of War" („Służba: Pamiętniki sekretarza czasu wojny"), której autorem jest wieloletni szef Pentagonu w administracji Obamy Robert Gates.
Publikacja wzbudziła w Waszyngtonie konsternację. Książka Gatesa narusza niepisane tabu. Rzadko się zdarza, aby odchodzący szef kluczowego dla bezpieczeństwa narodowego departamentu krytykował otwarcie wciąż urzędującego prezydenta, cytował prywatne rozmowy, opisywał istniejące podziały i stawiał w złym świetle działania na rzecz wzmocnienia bezpieczeństwa narodowego.
Gates był jednak w demokratycznej administracji ewenementem. W otoczeniu demokratów był jedynym prominentnym republikaninem w gabinecie Obamy na kluczowym stanowisku szefa Pentagonu. Stanowisko sekretarza obrony piastował nieprzerwanie w dwóch gabinetach o jakże odmiennych filozofiach politycznych – George'a W. Busha oraz Baracka Obamy (2006–2011). Po wyborach w 2008 roku zgodził się zostać na stanowisku ze względu na konieczność kontynuacji w resorcie zaangażowanym w dwa konflikty zbrojne.
Książka pełna jest zarówno krytycznych uwag, jak i pochwał. Gates określił na przykład decyzję prezydenta o podjęciu ataku na kryjówkę Osamy bin Ladena w Pakistanie jako „jedną z najodważniejszych decyzji, jakiej byłem świadkiem w Białym Domu". Przy okazji przyznał, że on sam był za zbombardowaniem kryjówki, a nie za wysłaniem do niej komandosów. Według Gatesa rozterki Obamy związane z Afganistanem wynikają z przeświadczenia, że odziedziczył po poprzedniej administracji „nie swoją wojnę". Stąd dążenie do jak najszybszego wycofania się z konfliktu. „Nigdy nie miałem wątpliwości co do tego, że Obama wspiera swoje siły zbrojne, ale co do pełnionej przez nich misji" – napisał były sekretarz obrony.