Ukraińskie władze wybierają wariant siłowy. Przyjęte w czwartek przez parlament zmiany w prawie otwierają pole do nowych represji przeciwko protestującym Ukraińcom. Kijowskie szpitale przygotowują się do przyjęcia ofiar nowej fali przemocy.
Sytuacja przypomina to, co zdarzyło się już w Rosji i na Białorusi. – To kropka nad i, dopełnienie obrazu końca naszej demokracji – powiedział w rozmowie z „Rz" Witalij Portnikow, opozycyjny ukraiński politolog. – To, co zostało przyjęte i w jaki sposób zwiastuje nadejście autorytaryzmu w Ukrainie. To jest całkowite odcięcie się od świata wolności słowa i zachodnich wartości – dodaje.
Podczas posiedzenia Rady Najwyższej deputowani nie znali projektów ustaw, nad którymi głosowali, nie odbyła się debata. Rządząca Partia Regionów i Komunistyczna Partia Ukrainy głosami swoich posłów przyjmowały kolejne ustawy. Gdy opozycja zabrała części z deputowanych PR i KPU karty do głosowania, ci zaczęli głosować przez podniesienie ręki. Liczbę głosujących zgłaszali przewodniczący klubów parlamentarnych.
Zakaz goni zakaz
Przyjęte podczas posiedzenia parlamentu zmiany w prawie przewidują wiele zakazów uderzających w opozycję i organizacje pozarządowe. Przypominają te obowiązujące na Białorusi i w Rosji.
Od dziś organizacje pozarządowe przyjmujące pieniądze ze źródeł zagranicznych będą musiały zarejestrować się jako „agenci zagraniczni". Wprowadzona także została cenzura w Internecie. Każdy dostawca usług internetowych będzie zobowiązany do rejestrowania historii przeglądanych stron i wymienianych maili ze swoimi klientami oraz ich udostępniania organom ścigania. Dwoma latami pozbawienia wolności będzie także karane rozpowszechnianie „nieprawdziwych, kłamliwych informacji, obrażających honor i godność innej osoby". To może być wykorzystane do represji niezależnych mediów.