Mimo ostrych słów pole manewru Białego Domu i jego sojuszników jest niewielkie.
Działania Rosji Obama miał określić jako „oczywiste naruszenie suwerenności Ukrainy i jej integralności terytorialnej", co jest złamaniem prawa międzynarodowego. Prezydent przytoczył tu m.in. zobowiązania Rosji przyjęte w Karcie ONZ i Memorandum Budapesztańskie z 1994 r.
Rozmowa musiała się zakończyć zupełnym fiaskiem, bo komunikat Białego Domu nie wspomina o jakiejkolwiek możliwości negocjacji, mimo że USA oficjalnie uznały „głębokie historyczne i kulturalne więzi z Ukrainą i potrzebę ochrony praw rosyjskiej mniejszości na terytorium Ukrainy". Tego rodzaju sprawy powinny być jednak rozstrzygane w drodze rozmów dwustronnych – przypomina Waszyngton.
Jeszcze ostrzej wypowiadał się w sobotę i niedzielę sekretarz stanu John Kerry. Jego zdaniem Rosja „zapłaci wysoką cenę" za agresję na Ukrainę. Wśród konsekwencji, jakie może ponieść Kreml, szef amerykańskiej dyplomacji wymienił możliwość wprowadzenia restrykcji wizowych, sankcje gospodarcze oraz zamrożenie kont bankowych dla polityków zaangażowanych w inwazję.
Zarówno Kerry, jak i Obama poinformowali o zawieszeniu przygotowań do czerwcowego szczytu G8 w Soczi, a nieoficjalnie zaczęto nawet mówić o wykluczeniu Rosji z tej elitarnej grupy i powrocie do starej formuły G7.