Chodzi o 67-letnią Marthę Heizer spod Innsbrucka, która w feministycznym stylu nazywa się teolożką, choć nie skończyła teologii, lecz pedagogikę. Razem z nią mocą dekretu, ogłoszonego w czwartek przez innsbruckiego biskupa, ekskomunikowany został jej mąż Gerd.
Powód: urządzali w domu tzw. prywatną eucharystię, bez obecności wyświęconego księdza, i na dodatek uczynili to sprawą publiczną, nagłaśniając ją w emitowanym w najlepszych godzinach programie austriackiej telewizji publicznej ORF. Ściślej nie zostali ekskomunikowani, lecz poprzez urządzanie niezgodnych z prawem kanonicznym ceremonii ekskomunikowali się sami.
- Kościół nie mógł nie zareagować – to sprawa praworządności kościelnej. Każdy, kto obiektywnie patrzy na prawo kanoniczne, nie ma wątpliwości, że Kościół czegoś takiego tolerować nie może. To jest samouprawnienie, ona uważa: to ja jestem Kościołem. To tak, jakbym ja nie był zatrudniony na uniwersytecie i rozdawałbym tytuły doktora – mówi „Rz" ks. prof. Józef Niewiadomski z instytut telologii systematycznej uniwersytetu w Innsbruku, znający panią Heizer od wielu lat (kiedyś pracowała na tej samej uczelni).
Ks. prof. Niewiadomski podkreśla, że nawet według liberalnych teologów, do jakich się on sam zalicza (na zdjęciu na stronie internetowej uniwersytetu jest w różowym krawacie, a nie w koloratce), Watykan nie mógł postąpić inaczej: - To minimalna zasada ratująca Kościół jako instytucję. Musi być minimum porządku prawnego, bo inaczej jest chaos. Wszyscy klaskali, jak ekskomunikowany był konserwatywny arcybiskup Marcel Lefebvre, a to taka sama sytuacja: uderzył w centralną prawdą katolickości.
Ruch „Wir sind Kirche" („Kościół to my"), którego szefową jest teraz Martha Heizer, powstał w Austrii w połowie lat 90., gdy na jaw wyszła pedofilska afera związana z kardynałem Groerem z Wiednia. Niegdyś bardzo liczny, teraz zostało w nim kilkadziesiąt osób.